Na początku listopada napisałam post Trzeba mieć jakieś cele - czyż nie? i od razu po pierwszym już miesiącu muszę przyznać, że zaliczyłam totalną klapę. W połowie listopada zaczął padać śnieg, a nawet kiedy nie było śniegu temperatura spadła poniżej 0 i nie ma mowy o jeżdżeniu rowerem.
W wyniku niesprzyjających okoliczności nie idzie mi też odstawienie cukru i całe te odchudzanie się. Niestety ja tak mam, że jak jest mi źle, to jem. Jak wali mi się całe życie, to zapominam o tym, że miałam się odchudzać i wrzucam na ruszt wszystko jak leci nie zastanawiając się czy to jest zdrowe czy smaczne, byle było słodkie by choć na chwilę poczuć przyjemność.
Trzy razy w całym moim życiu czułam się tak jak teraz. Pierwszy raz jakieś 10 lat temu, gdy dowiedziałam się, że mój synek Juliusz ma autyzm. Drugi raz 5 lat temu, gdy wróciłam z Julkiem po terapii, która wydrenowała naszą kieszeń, a nie przyniosła efektów. Nie oszukujmy się, gdybym mieszkała na stałe w Warszawie, cały czas bym jeździła z Julkiem na tę terapię, bo chociaż nie uzdrowiła mi synka, to jednak dziecko uczyło się czegokolwiek w tempie iście żółwim, ale zawsze choć trochę. Trzeci raz jest teraz, tym razem nie choroba dziecka, czy innego członka rodziny mnie przygniotła, a szara smutna finansowa codzienność.
Ponieważ ostatnio kupiłam sobie nowy płaszczyk Zara w tak zwanej u nas Wzorcowni (czyli sklepie z resztkami, końcówkami kolekcji, ciuchami w drugim gatunku) w jasnym kolorze, musiałam wydziergać sobie nową czapkę.
Czapka jest bardzo ciepła, zrobiona z włóczki Katia PERU na drutach 4,5 oraz 6,00 i dzięki temu robi się ją naprawdę szybko.
I owa czapka jest jedyną rzeczą, którą skończyłam w całości w listopadzie. I jest pierwszą z wyzwania Dwanaście czapek w jeden rok.
Obserwując statystyki bloga, widzę, że nie tylko ja mam problemy z listopadowym nastrojem, ponieważ najpopularniejszymi postami listopada są "Jak sobie radzić z jesienno-zimową chandrą?" oraz Po złości.
Ponieważ nie mogę pozwolić sobie na to by się rozpaść na kawałeczki, czy też ukryć się w mysiej dziurze, postanowiłam sobie jeszcze bardziej uprzykrzyć życie ;-) i skorzystać z własnych rad - ♥Postawić sobie nowe
cele♥ oraz ♥Nauczyć się czegoś
nowego♥
Wyznaczyłam sobie nowe cele na grudzień. Ciężko będzie, być może za miesiąc znowu napiszę, że klapa, ale jak nie spróbuję to się nie przekonam.
Po pierwsze: wezmę udział w wyzwaniach fotograficznych u Jest Rudo - zimowe wyzwanie fotograficzne oraz u Kameralnej - fotograficzny kalendarz adwentowy. Kłopoty życiowe nie sprzyjają kreatywności, a fotografia wymaga jej wiele, ale spróbuję.
Po drugie: mam zamiar zacząć się uczyć nowego języka obcego - wiem kolejny język - szaleństwo. Spróbuję wykorzystać metodę, o której czytałam lata temu - 2 nowe zdania dziennie. Wieczorem wypiszę sobie dwa nowe zdania, a następnego dnia będę je powtarzać w każdej wolnej chwili.
O tym jaki to będzie język na razie nie piszę, chociaż już wybrałam i nawet zakupiłam sobie samouczek.
Po trzecie: postaram się codziennie ćwiczyć 10 -15 minut na orbitreku. Szczerze nie cierpię tego urządzenia, czy znacie jakieś czary, by je polubić?
A jak Wam minął listopad?
Pozdrawiam serdecznie