Myślałam, że nie dam
rady dzisiaj przejechać tych założonych 10 km.
Od początku wiedziałam,
że nie pojadę w pole za miasto, chociaż to rzut beretem ode mnie.
W niedzielę zjechałam z szosy/chodnika tylko na kilkanaście minut,
a myślałam, że rzucę rower w krzaki i wrócę do domu na
piechotę.
Jednak dzisiaj tylko po
ścieżkach rowerowych i też porażka. Po 5 km miałam już zamiar
wracać do domu.I nic nie pomogła piękna
słoneczna pogoda, ani to że byłam w bojowym nastroju.
A może właśnie
dlatego, że byłam w złym humorze. Kiedy robię coś po złości,
to wszystko mnie złości. A to siodełko za twarde, a to przerzutki
nie tak działają, a to wiatr mi w twarz wieje, a słońce w oczy
świeci.
Mam tak samo przy
robieniu porządków. Kiedy muszę latać ze szmatą (raczej mopem)
lub odkurzaczem, to od razu przypominają mi się wszystkie przykre
sytuacje 3 dekady wstecz. Na co dzień mam kłopoty z pamięcią, a
tu od razu mi się przypomina, że w 7 klasie koleżanka Marta nie
chciała ze mną siedzieć w jednej ławce, że teściowa 20 lat temu
wygłosiła jakąś kąśliwą uwagę pod moim adresem, że w pracy
…., że … i oczywiście najbardziej mnie wtedy złości, że mój
problem się nie rozwiązuje, a ja bym mogła spożytkować czas na
coś innego – druty, książka, a do tego to oczywiście rodzinka
zaraz przyjdzie i znaku po porządku nie będzie.
Po złości to najlepiej
krzyczenie i obwinianie innych mi wychodzi. I kiedy wczoraj weszłam
w spór słowny z moim mężem, usłyszałam za plecami płacz córki
„To wszystko moja wina”. Ale przecież to nie wina dziecka, to
wina życia. Bo przecież to ONO mnie wypróbowuje, rzuca mi kłody
pod nogi i sprawdza jak długo będę jeszcze je kochać. To ono
zsyła na mnie i na moją rodzinę choroby i inne plagi dnia
codziennego, jak przypalony garnek, czy zablokowane konto.
Hm, chyba jednak to ja
jestem temu winna, mój brak zapobiegliwość, roztropności, postawa
– jakoś to będzie. Oczywiście nie czuję jakobym ponosiła winę
za chorobę syna, ale jednak za wszystko inne i owszem. Bo gdybym
wiedziała co wiem teraz to bym …
I kiedy tak myślałam o
swoich zmorach przejechałam kolejne 5 km. Wróciłam umęczona do
domu, ale też z iskierką nadziei, że uda mi się pokonać swoje problemy
i słabości jeśli będę walczyć, tak jak dzisiaj walczyłam z
ociężałymi nogami i bolącym zadkiem.
A jak człowiek wraca
zmęczony wysiłkiem fizycznym to najchętniej zjadłby konia z
kopytami albo co najmniej kawał pysznego słodziutkiego tortu.
Wróć,
przecież właśnie rzucam cukier. Skoro tak, to proponuję
tort
mięsno-naleśnikowy bezmleczny i bezglutenowy.
Naleśniki bezmleczne i
bezglutenowe
* 1 duże jajko (albo 2
mniejsze)
* 2 szklanki wody
* ½ szklanki mąki z
tapioki
* 1 i ½ szklanki mąki
gryczanej
* szczypta soli
* łyżeczka/ łyżka
roztopionego oleju kokosowego lub masła klarowanego
Zawsze zaczynam od ubicia
jajek i dodania 1i ½ szklanki wody, potem stopniowo dodaję mąki,
sól i tłuszcz i ewentualnie dolewam jeszcze wodę. Ciasto musi być
rzadkie. A ciasto z mąki gryczanej musi postać jeszcze z pół
godziny zanim zaczniemy smażyć.
W tym czasie
przygotowujemy sos mięsny
*1 utarta marchewka
*1 utarta pietruszka
*1 pokrojona cebula
* ½ kg mięsa mielonego
* przecier pomidorowy w
kartoniku
* przyprawy: sól, pieprz, czosnek - ew. zioła włoskie jeśli lubimy.
Podsmażam warzywa na
tłuszczu, dodaję mięso. Kiedy będzie podsmażone dolewam wody,
tak żeby wody przykrył mięso, dodaję przyprawy – sól, pieprz, czosnek.
Duszę, aż będzie mało wody, dodaję przecier i jeszcze duszę
kilkanaście minut. Taki sam sos robię do makronu.
Kiedy sos pyrka na ogniu
smażę naleśniki.
Do wykonania tortu
potrzebne jest jeszcze okrągłe naczynie żaroodporne z pokrywką
lub tortownica (którą też trzeba czymś przykryć – choćby
folią aluminiową) , którą należy wysmarować tłuszczem.
Układam naleśnik, smaruję łyżką sosu mięsnego, przykrywam
następnym naleśnikiem, czynność powtarzam do wyczerpania
składników, przykrywam na wierzchu naleśnikiem, na który kładę
kilka wiórków masła lub 2-3 łyżki przecieru pomidorowego.
Ponieważ nasza dieta
jest dietą nie tylko bezglutenową ale też bezmleczną to
przykrywam tort pokrywką, żeby naleśnik z wierzchu nie wysechł,
ale gdy ktoś je wszystko to może zrobić sos beszamelowy i takim
sosem polać potrawę z wierzchu.
Jeśli ktoś jest otwarty
na nowe smaki i chciałby wypróbować przepis, a nie ma pod ręką
mąki gryczanej (ostatnio jest ona już dostępna nie tylko w
sklepach ze zdrową żywnością) to może w młynku do kawy zemleć
kaszę gryczaną (najlepiej nie paloną), zaś tapiokę można
zastąpić mąką ziemniaczaną.
Takie mi peciu meciu na zdjęciu wyszło, smakowało lepiej niż wygląda. Zdecydowanie fotografowanie żywności jest trudniejsze niż fotografowanie dzianiny :-(
Mniam, pycha, chyba wypróbuję zrobić, ostatnio robiłam szarlotkę bezglutenową stąd http://www.kwestiasmaku.com/desery/ciasta/szarlotka_bezglutenowa/przepis.html bardzo smaczna była. Miło się czyta jak ktoś ma świadomość swej złości i świadomość że ona wcale nie buduje. Też zostawiam ją gdzieś ćwicząc, ale najbardziej pomaga ...... modlitwa. Boży pokój jest najcudowniejszym uczuciem jakim mnie obdarza Stwórca :D
OdpowiedzUsuńDzięki Beatko :-)
UsuńMiejscami jakbym czytała o sobie...........
OdpowiedzUsuńJa wczoraj i dziś wsiadłam na stepper. Już po dziesięciu minutach chciałam się z niego zwlec. Pomogły słuchawki na uszach a w nich ulubiona muza. Zamyśliłam się i nie wiem kiedy minęło mi 40 minut. :)
Życzę Ci abyś wytrwała............ to może i ja wtedy wytrwam :)
Pozdrawiam
No niestety, ja muzykalna nie jestem ;-( i nie mam ulubionej muzyki, no chyba że Dire Straits sobie ściągnę. Będziemy się wzajemnie wspierać, to na pewno wytrwamy.
UsuńAkurat mąkę gryczaną mam, tylko muszę poszukać tej z tapioki... ^^
OdpowiedzUsuńTakie dania słabo wychodzące na zdjęciach są często bardzo smakowite, muszę przyznać, że ten tort to mój ulubiony rodzaj tortu! *^o^*
Trzymam kciuki za Twoją wytrwałość w pedałowaniu, w końcu robimy to dla własnego zdrowia i samopoczucia.
Muszę w weekend zrobić powtórkę tortu, może tylko jakieś inne nadzienie wymyślić.
UsuńA ja dokładnie na odwrót, jak mnie nerw szarpie, wtedy mam najlepsze wyniki na rowerze, ze złości mogę przebiec 10 km i nie zauważyć kiedy, Małżonek też wie, kiedy jestem na niego śmiertelnie obrażona, bo wtedy sprzątam jak szalona z tej złości, jak wiesz, bez przesadyzmu u mnie z tymi porządkami, więc często się na niego nie gniewam:) Jeżeli Cię to pocieszy , to wiem jak się czujesz, bo mnie czasami dopada taka myśl, że w sumie mało ode mnie zależy, co oczywiście nie jest prawdą, no może choroba dzieci jest zupełnie niezależna od nas i absolutnie nie ponosimy za nią odpowiedzialności. Mimo wszystkich tych przeciwności jestem Twoim największym kibicem i szczerze to jestem dumna , że jeździsz codziennie, bo wiem, że (nazwijmy to w ten sposób) nie pałasz powalającą miłością do roweru, a mimo wszystko się nie poddajesz:)))
OdpowiedzUsuńZ tym jeżdżeniem codziennie to nie wychodzi mi niestety. Ale rower ostatnio lubię, nawet jeśli tyłek mi boli, gorzej z innymi sportami. Oj musimy się umówić i pogadać :-)
UsuńKażdy się zmaga ze swoimi zmorami dnia codziennego i nie ma sensu obwinianie o to kogokolwiek. Trzeba się zebrać i walczyć codziennie od nowa. Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńNo niby nie ma sensu nikogo o to obwiniać, ale tak jest najłatwiej, czyż nie?
UsuńTeż tak mam i nawet nie po złości. Po prostu przypomina mi się, że ktoś mi coś i wtedy już samo leci. Ostatnio przypomnieli mi się panowie, którzy wymieniali mi kilka miesięcy temu rurki od gazu. Gdyby zrobili swoją robotę i poszli - OK, ale jeszcze parę komentarzy od siebie dodać musieli - na jaki temat przemilczę, jednak krwi mi napsuli sporo, a ja tylko zęby zaciskałam ze złości, bo wywalić ich na zbity pysk chciałam, ale wtedy bez gazu bym została.
OdpowiedzUsuńOd takich wizyt to na szczęście mam męża. Współczuję.
UsuńNaśmiałam się! Ja jak się wkurzam to wtedy sama wszystko i szybko robię!!!!!!!!!!! Najlepiej mi wtedy idzie:)Torcik taki by sie zjadło, ale nie ma tej mąki w pobliżu:):):) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNuta, mąkę gryczaną możesz zrobić sama, a zamiast tapioki można użyć mąki ziemniaczanej :-)
UsuńRewelacyjny pomysł na niesłodki tort - na pewno go wypróbuję :-) Dziękuję za przepis.
OdpowiedzUsuńNiestety nie da się wyeliminować złości z życia... a bardzo bym chciała...
Pozdrawiam serdecznie.
Życzę smacznego.
UsuńŚwietny ten tort i wiesz do podobnych wniosków dochodzę w fotografowaniem jedzenia. Dobrze, ze poradziłaś sobie ze złością :) ruch to podobno jeden z lepszych wyzwalaczy endorfin :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze gdyby człowiek się tak nie spieszył do jedzenia, to może by jakieś zdjęcie wyszło ;-)
UsuńDobrze jest znaleźć sposób poradzenie sobie ze złością i stresem. Ja jeśli mogę to wychodzę, żeby pobyć gdzieś w ciszy, albo sprzątam...
OdpowiedzUsuńA tort musiał być pyszny! W sumie to ja nawet wolę tort ze słonym lub ostrym nadzieniem...niż ten słodki...właściwie to ze słodyczy preferuję ogórki małosolne ;o)
Też bym tak chciała, żeby ze słodyczy ogórki mi najbardziej pasowały ;-)
UsuńO! Jaki pocieszający wpis dzisiaj:) Od razu czuję się lepiej, a nie jak odszczepieniec, a myślałam, że tylko ja tak mam ze złością:)
OdpowiedzUsuńTort super, jak pozbędę się jaja to i ja zjem:) Kiedyś robiłam wegański i bezglutenowy beszamel, ale z czego to było nie pamiętam:( na pewno bez mleka i bez mąki pszennej:)
:-)
UsuńTe naleśniki można zrobić bez jaj, ew. dodać odrobinę mielonego siemienia lnianego, ale i bez tego powinny się udać z tapioką.
Vegańskiego i bezglutenowego beszamelu muszę poszukać w necie :-)