Szukaj na tym blogu

czwartek, 15 lipca 2010

Kuchnia Franceski



Bardzo lubię książki z gotowaniem w tle i z kuchnią w tytule ;-).

Bardzo ciepła i przyjemna lektura na jeden, góra dwa wieczory. Nawet podziergałam przy niej ;-)


Opowiada o starszej pani, która czuła się opuszczona, niepotrzebna i samotna. Postanawia poszukac sobie jakiegoś zajęcia i znajduje pracę...

Dla mnie jest to opowieśc o ciepłym domu, pachnącym chlebem, upieczonym ciastem, o dbaniu o drugiego człowieka i okazywaniu mu uczuc za pomocą prostych gestów.
Taki dom chciałam kiedyś stworzyc, ale coś, gdzieś mi umkło, coś takiego prostego na literę l (enistwo) przeszkodziło.
Mam nadzieję, że nigdy nie jest za późno na poprawę.

wtorek, 13 lipca 2010

Turkusowa torebka

Strasznie długo robiłam tę torebkę.
Udało mi się dokończyc dopiero w Warszawie.











Dziękuję wszystkim Wam bardzo serdecznie za doping i ten dotyczący odchudzania, i ten dotyczący mojego warszawskiego dołka.
Pozdrawiam serdecznie
Makneta

niedziela, 11 lipca 2010

Dawno nie uaktualniałam swojego suwaczka

I dzisiaj przyszedł czas, bo są efekty diety i biegania po Warszawie.
Przekroczyłam magiczną 70 i ważę 69 kg czyli o 7 kg mniej niż 4 tygodnie temu. W ciągu ostatniego tygodnia spadło mi aż 2,5 kg.
Wchodzę w spodnie, które nosiłam ostatnio jeszcze przed erą mojej córeczki Judyty.
A od dzisiaj mogę poszaleć, bo teraz jestem w fazie proteinowo-warzywnej. Chociaż tak naprawdę to nie mam czasu dogadzać swojemu podniebieniu.

Dzisiaj tylko chciałam się pochwalic efektami diety.
Twój Strażnik wagi

Pozdrawiam Was serdeczni

Makneta

czwartek, 8 lipca 2010

Nie lubię Warszawy cd.

Ech, życie...

Nie chodzi o to by pójść do baru, by balować.
To samo mogę robić w domu - tylko czasu mi szkoda ;-)

Po prostu wczoraj szłam z Julkiem - musiałam go zmęczyć, żeby poszedł spać - a dookoła unosił się zapach młodości.

Jak miałam właśnie 19 lat spędziłam rok beztroskiego życia w Warszawie. Beztroskiego to nie znaczy - balangi, pijanki, swawole. Po prostu z dala od rodziców, narzeczonego - wolna. Owszem - były jakieś obowiązki, ale i tak był to najbardziej beztroski czas jaki miałam.

Cały czas wierzyłam i wierzę, że z życia trzeba czerpać garściami. Niestety dość szybko się przekonałam, że nie można mieć ciastka i zjeść go. Chociaż cały czas próbuję ;-)

Z moich marzeń z tamtego okresu wróciło do mnie rykoszetem i powaliło mnie jedno - praca z dziećmi autystycznymi.

Skąd mój nastrój w Warszawie?
Bo Warszawa to miasto niespełnionych nadziei. Przyjeżdżam tu od prawie 5 lat z Julkiem - nie obeszłam jeszcze wszystkich specjalistów, bo nie uważam, że jest to konieczne, ale niestety na razie nic nie zadziałało na mojego syna.

Teraz jesteśmy na treningu słuchowym Tomatisa. Jestem sceptycznie nastawiona do tej metody. Ponoć Julek krzyczy ciągle ponieważ jest nadwrażliwy słuchowo, a ten trening ma go unormować, a także ma stymulować rozwój mowy, która u Julka nie istnieje.
Nie mam żadnych złudzeń, ale szukam. Gdzieś musi być furtka do świata mojego syna - chłopca z innej bajki.

A tak w ogóle, to nie wiedziałam jak bardzo jestem uzależniona od drutów. Od niedzieli nie mogę znaleźć czasu by podziergac - zrobiłam raptem parę rzędów nowego sweterka dla córki. A na treningu Julka siedzimy 2 godziny, słuchamy Mozarta, a ja cały czas prawie myślę o drutach. Chyba jutro wezmę ze sobą robótkę - mam nadzieję, że Julek nie będzie już zdejmował słuchawek. Pierwszego dnia zdejmował milion razy, a dzisiaj tylko z tysiąc ;-)

A jednak chciałabym mieć 19 lat, w spokoju posłuchać Mozarta, pójść na spacer na warszawską starówkę nie z krzyczącym i podskakującym 7 latkiem, wypić spokojnie kawę (o przepraszam, wczoraj byłam ze znajomymi i Judytka w Cafe Szparka na cafe latte - żyć nie umierać)

I już nie będę pisała o obsesji zmarszczek - od czasu do czasu mi odbija - działam jak polski sejm, wynajduję sobie jakiś błahy temat zastępczy i rozdmuchuję go do granic możliwości ;-)

Pozdrawiam serdecznie
Makneta

Nie lubię Warszawy...

Nie za korki.
Nie za hałas.
Nie za tłok.
Nie za to, że wszędzie daleko.


Wczoraj wieczorem wybrałam się na spacer Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem. Akurat w porze meczu ;-)
Bary, kawiarnie, restauracje wypełnione po brzegi studentami, cała ulica pełna młodych ludzi.

Nie lubię Warszawy, bo uświadamia mi, że nie mam już 19 lat.
Czy chcę czy nie pchają się wspomnienia.
W lustrzę widzę zgorzkniałą 40-tkę i zastanawiam się kiedy przespałam życie.

Nie ważne co zrobię: schudnę, wetrę w siebie tonę kremu, zmarszczki nie znikną, nie wróci dawna Magda.

poniedziałek, 5 lipca 2010

Uśpiona czujnośc

Dziękuję za trzymanie kciuków. Julek chorował tylko tę jedną noc. Dzisiaj mamy już za sobą pierwszą noc w Warszawie.
Jak widac mam jednak dostęp do komputera i do internetu.
Przyjechałam aż z 3 dzieci, tylko najstarszy został w domu. Judytka całą sobotę nie mogła doczekac się wyjazdu na wakacje. Nawet w nocy nie mogła spac, jednak wczoraj wieczorem, kiedy tatuś wracał do domu, ona też miała ochotę już wracac z wakacji.

A dzisiaj rano zamiast porannej kawki przy komputerze, siedzę bez kawki, bo cały słoiczek kawki został wysypany przez Julka- mojego amatora mocnych zapachów.
Julek próbował jeśc kawę rozpuszczalną łyżeczką prosto ze słoika, niestety szybko zawartośc wylądowała na dywanie. A wszystko to gdy mam jeszcze przysypiała.

Jak widac moja czujnośc przez ostatnie 2 lata znacznie została uśpiona. Wcześniej nie zostawiłabym słoiczka z kawą na blacie (we własnym domu mam zamykaną kuchnię dla bezpieczeństwa Julka) tylko gdzieś wysoko - szczególnie, że przez te 3 lata, gdy ostatnio mieszkaliśmy w tym mieszkanku Julek sporo podrósł.

Jak tak się zaczął pierwszy dzień naszego pobytu, to ciekawe jak wszystko będzie toczyło się dalej ;-)

piątek, 2 lipca 2010

Opadły mi skrzydła...

Cała wyprawa do Warszawy stanęła pod znakiem zapytania.
Julek dostał wczoraj wieczorem wysokiej gorączki. Miał zapuchniętą buzię, więc pierwsza moja myśl - świnka.
W nocy biedak nie mógł za bardzo spać.
Rano wciąż miał wysoką temperaturę, ale opuchlizna zeszła - może to było tylko od gorączki.
Ale nie ma żadnych innych objawów.
Problem w tym, że on ani nie powie, ani nie pokaże, że coś go boli.



Ze spraw drobnych, to odkurzyłam wczoraj bloga kulinarnego i zamierzam tam zamieszczac wypróbowane przeze mnie przepisy z diety dr Dukana.

Obiaaaaaaaad!


Jeszcze dzisiaj wrzucę przepis na sernik.

Troszkę zaczęłam się martwic, że jednak bardzo powoli spada mi waga, a można nawet powiedzieć, że się zatrzymała. Ponoć za dużo nabiału w diecie. Spróbuję ograniczyć i jeść więcej mięsa i ryb. Teraz zresztą mam dni białkowo-warzywne, więc zamiast podjadać jogurty będę zajadać się ogórki ;-)
Chociaż muszę przyznać, że jakoś apetyt mi się zmniejszył ;-)