Tak naprawdę to nie wierzę w żadne magiczne sposoby na chandrę. Od dawna uważam, że to jak "znosimy" nasze życie zależy w głównej mierze od naszego charakteru, predyspozycji, trochę może od wychowania, a nie od rozmaitych sztuczek.
Niby można sobie poprawić humor smacznym ciachem, dobrą książką, czy nawet spotkaniem z przyjaciółmi, ale jeśli jesteś w trudnej sytuacji (nie koniecznie obiektywnie trudnej, po prostu wystarczy, że źle znosisz np. humory koleżanki z pracy lub wieczorne płacze dziecka), a do tego masz skłonności do melancholii, to niewiele rzeczy może sprawić, by chandra omijała Cię szerokim łukiem.
Oczywiście można się relaksować w kinie lub na jodze, można spędzić wieczór przytulając się do ciepłego noska dziecięcia, można głaskać kota lub pić wino przy kominku, a i tak zawsze z tyłu głowy czy też na dnie serca będzie miał swój kącik SMUTEK.
Możesz mieć udany związek, kochające dzieci, pasje i pewne umiejętności, otaczać się pozytywnymi ludźmi i na pytanie "Czy jesteś szczęśliwa?" odpowiadać twierdząco, a i tak czuć ten kamień w brzuchu, ten SMUTEK duszy.
Chandra to moja przyjaciółka, tak samo wymagająca i czasami mało sympatyczna jak gniew i zazdrość, ale w końcu przyjaźń do czegoś zobowiązuje, czyż nie? Nie wypieram się jej, nie przeganiam, chociaż wiem, że pewnie, gdyby mnie tak często nie odwiedzała mogłabym być w innymi miejscu w życiu, mieć bardziej sprecyzowane i zrealizowane plany.
Ale tak jak w życiu dobro i zło są dwiema stronami tej samej monety , tak smutek i radość są ze sobą nierozerwalne. Nic dziwnego, że umiem śmiać się aż do łez.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz!