Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 2 listopada 2015

Ranek - czyli listopadowego blogowania dzień 2

Przechytrzyłam samą siebie. Kiedy planowałam tematy do listopadowego blogowania, nie wiem czemu założyłam, że 1 listopada wypada w sobotę, a 2 w niedziele. A niedzielny poranek, to zwykle cudowny czas, nigdzie człowiek się nie spieszy, niemal nic nie musi. Spokojnie może usiąść z drutami i książką i jeszcze w piżamie oddawać się swoim pasjom do woli. Może wypić pyszną kawę, zjeść pyszną mężowską jajecznicę. I robić po prostu nic. 

A tu kuku, 2 listopada to poniedziałek. A kto w poniedziałek rano nie budzi się z myślą jak ja nie lubię poniedziałków? No kto? Jest ktoś odważny, by się przyznać?

JA! 

Od pewnego czasu lubię wstawać rano. Mam ku temu silną motywację. Przed całym tym porannym chaosem, czyli wyprawianiem dzieci do szkół, szykowaniem się do pracy, muszę jeszcze zdarzyć napisać moje poranne strony. Muszę, a raczej chcę. To jest mój imperatyw do działania. Zupełnie nie wiem jak ja funkcjonowałam zanim zaczęłam pisać strony. 

Ale o co chodzi? Co za poranne strony!? 


Poranne strony to takie narzędzie terapeutyczne (chyba mogę to tak nazwać) rozpropagowane przez Julię Cameron, scenarzystkę, pisarkę, byłą żonę znanego reżysera Martina Scorsese.

Julia Cameron jest autorką znanego na całym świecie poradnika "Droga Artysty. Jak wyzwolić w sobie twórcę", który tak naprawdę jest 12 tygodniowym kursem dla każdego, kto chce odkryć siebie.  

Ja zaczęłam przechodzić ów kurs w wakacje, bo wtedy mogłam poświęcić każdego ranka dowolną ilość czasu, nie tylko by zapisać odręcznie 3 strony A3 moich kłębiących się myśli (co zajmuje jakieś półgodziny) , a czasami tylko zdania - "O czym to ja mam tu pisać?", ale także by przerobić zadania, które pani Cameron proponuje w każdym tygodniu. Zadania nie są łatwe, gdyż nie rzadko trzeba rozdrapywać zabliźnione rany i nie ze wszystkimi sobie poradziłam, nie do wszystkich podeszłam. Ale praca nad sobą, nad odnajdowaniem swojego wewnętrznego głosu to ciągły proces, więc na pewno w niedługim czasie wrócę do tych zadań. 

Takie pisanie porannych stron, wylewnie swoich żalów na papier, mierzenie się piętrzącymi się problemami, rozpracowywanie złości i zamienianie gniewu w coś produktywnego, a także pisanie o tych miłych i przyjemnych sprawach, za które jestem każdego dnia wdzięczna motywuje mnie ogromnie do wstawania nawet przed 6-tą. 

Oczywiście nie zawsze jest tak słodko. Czasami zastanawiam się po co mi to pisanie, co mi to daje i "zapominam" wcześniej wstać by "odrobić" swoje strony. Niby wszystko jest ok, świat dalej się kręci, ale jakoś nie tak jak powinien. 

Po przerobieniu tego kursu nie stałam się super świetną artystką. Ja w ogóle nie czuję się artystką w żadnej mierze, nawet wtedy gdy maluję obraz, a raczej wtedy czuję się artystką najmniej. 

Może dlatego, że nie udaje mi się "użyć" drugiego narzędzie, o którym Julia Cameron pisze w swojej książce. Tym drugim narzędziem są randki artystyczne, czyli 1 lub 2 godziny w tygodniu poświęcone tylko sobie, gdy będziemy robić coś fajnego, ciekawego, niezwykłego, gdy będziemy karmić dziecko w sobie, podsycać swoje artystyczne ego. 

A wracając do mojego poranka.

Po "odbębnieniu" porannych stron, spisaniu swoich półrocznych celów i wypiciu kawy jestem gotowa na podbój świata - mojego świata. 

A Wy? Jak zaczynacie dzień?

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ 

Wpis ten jest drugim wpisem w 30 dniowym listopadowym maratonie blogowym. 

Tematy wyzwania do pobrania w formie pliku PDF 


   
   
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie dziękuję za komentarz!