Postanowiłam zrobić sobie małe podsumowanie mijającego roku i sama się zaskoczyłam ilością naprodukowanych przeze mnie rzeczy. Wszystko podzieliłam sobie na kategorię: Dzianina: Wydziergałam 24 sweterki, tuniki, bluzeczki lub chust (na zdjęciach brak sweterka serwetkowca) oraz 8 czapek i szaliczków
Szycie: 6 torebek, 2 kurtki, spódniczka, 4 patchworkowe poduszki oraz kilka drobiazgów
I jeszcze parę drobiazgów albo szytych albo wyszywanych albo biżutków
A na koniec scrapy i kartki, coś czym zajmowałam się w pierwszej połowie roku (nie ma zdjęć moich wpisów do tajnych albumów, a też było ich troszeczkę):
I moje postanowienia na Nowy Rok: 1. Mniej czasu spędzać przy komputerze, dzięki temu będę miała więcej czasu na bycie z dziećmi i zabawę twórczą. 2. Nie zaczynać nowych projektów dopóki nie skończę co najmniej dwóch rozpoczętych. 3. Nauczyć się robić ładne zdjęcia swoim pracom. 4. Nauczyć się szyć ubrania dla dzieci i siebie samej. 5. Uszyć 3 narzuty (kołderki) patchworkowe: a) metodą PP w ramach szycia kołderek kwiatowych na Craftladies b) dla Judytki ze aplikacjami zwierzęcymi c) z bloków wg kursu z Sekretów Szycia 6. A przez najbliższe 3 miesiące mam zamiar: - skończyć Laminarię - skończona 10.01.2010 - skończyć komplet zimowy dla Mateusza - dziecko już dawno w nim chodzi, nie ma tylko wyszytej litery - skończyć szycie sukieneczki dla Judyty - zrobione 03.01.2010 - wydziergać czapkę i szalik dla Judytki - zrobione luty 2010 - uszyć spodnie dla Judyty - uszyć spodnie dla Julka - skończyć szycie kimonowej bluzki dla mnie - wydziergać jeszcze jedną chustę (Gail a może coś innego)dla koleżanki skończone luty 2010 - wydziergać szal dla przyjaciółki - skończone luty 2010 - wydziergać sweterek z Padisha dla Judytki - wydziergać sobie Kelmscott - oraz szal z liściem z Padisha dla siebie
Hm, no nie wiem czy dam radę, oj nie wiem.
I jeszcze coś tylko pośrednio związanego z robótkami: - odgruzować pomieszczenie w piwnicy z przeznaczeniem na "pracownię" - wyremontować kawałek domu (brak ściany, na której tle można by zrobić zdjęcie ;-) - schudnąć.
Dzisiaj mój synek Julek skończył 7 lat. Julek to mały facet, który przewrócił moje całe życie do góry nogami. Kochany, cudowny, zawsze uśmiechnięty niemowlaczek stopniowo z dnia na dzień stawał się coraz większą zagadką, wyzwaniem, coraz większą niewiadomą. Cały czas tkwi w swoim świecie. W jednej chwili pogodny i uśmiechnięty, a już za chwilę zlękniony, wystraszony, płaczący. Co Cię raduje? Co wywołuje frustrację. Obserwuje Cię od tych 7 lat i wciąż nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Przestałam już czekać na słowo MAMA i wiem, że i tak mnie kochasz, tak jak ja kocham Ciebie. Tylko jak do Ciebie dotrzeć synku? Jak wydrzeć Cię ze szponów choroby? Jak sprawić, byś pokochał otaczający nas świat, tak jak ja go pokochałam dzięki Tobie. To dzięki Tobie doceniam każdą chwilę, każdą iskierkę, każdy promyk słońca.
I jeszcze kilka zdjęć z dzisiaj: Tata za długo ustawiał aparat i przy choince wyszło tylko takie jedno - dwójki znudzonych dzieciaczków.
I w końcu trafiony prezent. Nie wiem zupełnie co on widzi w tych książkach, ale to jest jego ulubiona seria.
Chrześnica mojego męża dostała w tym roku pod choinkę wykonane przeze mnie poduchy. Ponieważ uwielbia konie, gdy tylko znalazłam te cudowne materiały z końmi w sklepie Robin's Patchwork od razu o niej pomyślałam. Poduszki raczej się spodobały 11-to letniej panience. A Wam?
Wszystkie tkaniny (poza użytą na plecy) zostały przeze mnie zakupione w sklepie Robin's Patchwork .
Do Gazynii: Umiem szydełkować od 5-tego roku życia, na drutach robię od podstawówki, umiem też haftować, ale niezbyt lubię. Umiem to wszystko ponieważ wyrosłam w rodzinie, w której wszystkie kobiety szyły, dziergały, haftowały. Tyle, że nigdy nie robiłam tego zbyt intensywnie. Jako nastolatka zrobiłam kilka swetrów na drutach - jeden z nich uwielbiałam, ale po kilku razach sięgał mi do kolan ;-). Potem miałam dość długą przerwę - jedna szydełkowa serwetka na rok, jakiś maleńki sweterek dla dziecka. Do tego hobby wróciłam jakieś 7-8 lat temu, a odkąd prowadzę bloga (mój wcześniejszy blog to Makneta )- czyli od prawie 4 lat to robótki stały się moją pasją. Teraz bardzo żałuję, że jednak nie byłam pilniejszą uczennicą Babci, która haftowała mereżką, ściegiem płaskim, robiła serwety na drutach i wiele innych rzeczy. Troszeczkę się od niej uczyłam, ale najczęściej powtarzałam, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego - pewnie to była forma buntu, a może dlatego, że kobiety w mojej rodzinie traktowały to jako pracę zarobkową. Moja Babcia też doskonale szyła na maszynie, ale kiedy ja byłam nastolatką, Ona była już zbyt chora by mnie nauczyć. Pamiętam jak w podstawówce chciałam przerobić spódnicę mamy na spódnicę dla siebie, a wyszła mi dla lalki - wszystko przez moją niechęć do linijki i metrówki - wszystko najchętniej robię na oko (tak mi zostało do tej pory). Moja Babcia miała się uczyć na krawcową, ale wybuchła wojna, była więc samoukiem. Mama opowiada, że szyła swoim siostrom, kuzynkom i wszystkim dzieciakom w rodzinie. Ponoć mam dryg po niej. Jeszcze nie wiem - szyję dopiero od niecałych dwóch lat.
Wczoraj do późna siedziałam przed telewizorem oglądając po raz nie wiem który film Mamma Mia. Mam go na płycie, ale i tak z przyjemnością obejrzałam go w telewizji.
To film, który sprawia, że ze śmiechu zalewam się łzami, ale też przynosi odrobinkę zadumy.
Czy ja będę potrafiła nawiązać taką więź z córką?
Jakoś z chłopakami nie koniecznie mi wyszło. Póki byli mali rozumiałam się z nimi bez słów, z wiekiem nie nadarzałam za ich zainteresowaniami, pojawiały się poważne problemy.
Nigdy wcześniej nie przeżywałam czegoś takiego, może byłam młoda i głupia, a może po prostu matka-córka to zupełnie inna relacja niż matka-syn.
Już teraz ta piosenka wyciska mi łzy wzruszenia:
Tekst piosenki:
Schoolbag in hand, she leaves home in the early morning
Waving goodbye with an absent-minded smile
I watch her go with a surge of that well-known sadness
And I have to sit down for a while
The feeling that I'm losing her forever
And without really entering her world
I'm glad whenever I can share her laughter
That funny little girl
Slipping through my fingers all the time
I try to capture every minute
The feeling in it
Slipping through my fingers all the time
Do I really see what's in her mind
Each time I think I'm close to knowing
She keeps on growing
Slipping through my fingers all the time
Sleep in our eyes, her and me at the breakfast table
Barely awake, I let precious time go by
Then when she's gone there's that odd melancholy feeling
And a sense of guilt I can't deny
What happened to the wonderful adventures
The places I had planned for us to go
(Slipping through my fingers all the time)
Well, some of that we did but most we didn't
And why I just don't know
Slipping through my fingers all the time
I try to capture every minute
The feeling in it
Slipping through my fingers all the time
Do I really see what's in her mind
Each time I think I'm close to knowing
She keeps on growing
Slipping through my fingers all the time
Sometimes I wish that I could freeze the picture
And save it from the funny tricks of time
Slipping through my fingers...
Slipping through my fingers all the time
Schoolbag in hand she leaves home in the early morning
Waving goodbye with an absent-minded smile...
Ze szkolną torbą w ręku, opuszcza dom nad ranem
Machając na dowidzenia z obojętnym usmiechem
Widziałam jak odchodzi i poczułam ukłucie dobrze znanego smutku
I muszę usiąść na chwilę
To uczucie, że tracę ją na zawsze
Bez szansy na wejście w jej świat
Cieszę się gdy kiedykolwiek mogę usłyszeć jej śmiech
Taka zabawna dziewczynka
Wszystko wymyka mi sie z rąk
Próbuję schwytać każdą minutę
Poczuć ją
Wszystko wymyka mi sie z rak
Czy ja naprawdę wiem o czym ona mysli
Zawsze kiedy wydaje mi sie że jestem blisko
Ona staje sie starsza
Wszystko wymyka mi sie z rąk
Sen w oczach, ona i ja przy śniadaniu
Ledwo obudzona, pozwalam by cenny czas uciekał
A teraz kiedy jej nie ma to dawne melancholijne uczucie
I poczucie winy któremu nie mogę zaprzeczyć
Coz stało się z cudownymi przygodami
Miejscami które miałyśmy razem odwiedzić
(Wszystko wymyka mi sie z rąk)
Cóż, niektóre rzeczy zrobiłyśmy, ale wiekszość nie
I nawet nie wiem dlaczego
Wszystko wymyka mi się z rąk
Próbuję schwytać każdą minutę
Poczuć ją
Wszystko wymyka mi się z rąk
Czy ja naprawdę wiem o czym ona myśli
Zawsze kiedy wydaje mi się że jestem blisko
Ona staje się starsza
Wszystko wymyka mi się z rąk
Czasem chciałabym móc zatrzymac ten obraz
I uchronić go przed sztuczkami czasu
Wymyka mi sie z rak
Wszystko wymyka mi sie z rak
Ze szkolną torbą w ręku, opuszcza dom nad ranem
Machając na dowidzenia z obojętnym usmiechem
http://www.tekstowo.pl/piosenka,abba,slipping_through_my_fingers.html
A jakby tego było mało to jeszcze puszczali Lejdis.
A w niedziele mój faworyt: To właśnie miłość.
I piosenka wszystkim dobrze znana:
I jeszcze na koniec coś z zupełnie innej bajki.
Taki o to prezencik wykonałam w ramach wymianki na forum Po godzinach
Niestety po przejrzeniu wszystkich zrobionych wczoraj zdjęć, doszłam do wniosku, że nie mam żadnego do pokazania, albo dziecko w ruchu i tylko czubek głowy widać, albo umorusane jedzeniem. Wczoraj za dużo się działo by stać bez ruchu przy choince i dać się sfotografować ;-)
Judytka jest bardzo otwartą osóbką i nie boi się obcych, a już dzieci są prawdziwą atrakcją. Przed Świętami pojechaliśmy z Judytką na małe zakupy do marketu. Małej strasznie się podobało pchanie wielkiego wózka, ale niestety pchała po nogach, półkach, a kiedy tylko kładłam ręce na wózku, by jej pomóc to mnie odganiała. Z naprzeciwka szedł mały chłopiec, więc mówię do Judytki, by przestała tak szaleć, bo go uderzy. Wtedy Judyśka zostawiła swój wózek, podbiegła do chłopca i mocno go przytuliła. Chłopiec ze strachu mało co nie wtopił się w stojący obok niego duży karton,a po chwili już był na rękach u tatusia, a Judysia bardzo z siebie zadowolona poszła dalej obijać wózkiem wszystko co się dało.
Na forum Po godzinach organizowałyśmy sobie szybką wymiankę świąteczną. Dostałam śliczny woreczek na zaczętą robótkę i kolczyki. Wiem od kogo dostałam, ale na razie nie powiem, niech dziewczyny zgadują.
Ufff, udało się skończyć. Troszkę czasu mi to zajęło, a wszystko dlatego, że za każdym razem, gdy coś szyję to próbuję nauczyć się czegoś nowego. Tak było i tym razem – próbowałam zrobić lamówkę. Niestety efekt był taki, że musiałam wypruwać ową lamówkę, a jest to jedno ze żmudniejszych zajęć. Tak więc ćwiczenia z szycia lamówki w innym terminie ;-)
Torba jest dość duża, zmieszczą się nawet książki do szkoły na upartego.
Pasek ma regulowaną długość
I jeszcze w środku:
Zdjęcia jak zwykle takie sobie, bo spieszyłam się, a rano było jeszcze ciemno niestety.
Dzisiejszy wpis odfajkowany ;-) Idę zająć się przygotowaniami do Świąt – tylko po drodze muszę jeszcze zajść do pracy ;-)
Jak zwykle, jesteście niezastąpione. Kilka miłych słów, trochę snu i świat wygląda o wiele lepie.
Bilans na dziś: - laminaria schowana w szafie (niestety usiądę do niej pewnie po świętach, chyba że będzie mnie korciło wieczorami w święta); - zamek wszyty, torebka wykończona i podarowana - zdjęć nie pokażę, bo zrobiłam plagiacik, wrrrrrrrrrr - niedobra Magda, ale na specjalne życzenie mojego syna nie mogłam zrobić nic innego; - czapka wydziergana, dziecko może iść jutro w niej do szkoły, a literki wyszyję w bardziej sprzyjającym momencie. - druga torebka w toku, muszę skończyć do rana.
Trudno mi odłożyć robótki. Wszystko wynika z mojego nadmiernego optymizmu - zawszę coś obiecam, nie umiem ocenić ile czasu mi to pochłonie, a potem jest mi ciężko się wyrobić. Tak samo jest z przygotowaniami do Świąt - nie cierpię tego całego zamieszania, szykowania i zostawiam na ostatnią chwilę, a potem wszyscy czekają na spóźnioną kolację. Całe szczęście teściowa i mama przynoszą co nie co ze sobą ;-)
I jeszcze 2 fotki - jedna mojej małej pomocnicy, a druga tego co mam obecnie na warsztacie. Przepraszam za otoczenie, ale w mojej "pracowni" mam wszystko - od maszyny, farb, papierów, po książki, gry i zabawki moich dzieci, korespondencję i milion innych "niezbędnych" rzeczy, z którymi nie potrafię się rozstać.
Jutro postaram się pokazać co mi z tego wyszło.
I jeszcze mam do Was pytanko. Jak usztywnić aniołki i dzwonki – poza tym, że zrobić gęsty krochmal to na czym formować?
Nawet nie wiedziałam, że tak trudno będzie mi codziennie pisać na blogu.
Bilans dnia dzisiejszego na minusie: - Laminaria - jakieś 2 rządki prute po kilka razy - oj nie trzymacie kciuków, nie trzymacie; - czapka Mateusza - dziury mnie denerwowały, więc sprułam i robię prawie od początku, potem postaram się skorzystać z podpowiedzi Monotemy i wyhaftować napis; - torebka, która ma być koniecznie gotowa na jutro w proszku, bo źle wszyłam zamek i muszę pruć i wszywać jeszcze raz - jak ja nie cierpię prucia.
Nie wiem czy jutro pojawi się jakikolwiek wpis, bo czuję przesyt robótkowy, wrrrrrrrrrr.
Mój najstarszy syn jest fanem mangi, animy i na jego zamówienie robię czarną czapkę z literką L na przedzie. Literka ma wyglądać tak, tylko zamieniłam kolory - czarne tło, a litera biała.
Przy przerabianiu posłużyłam się programem Haftix
I w sumie to wszystko by było dobrze, gdyby nie fakt, że robię czapkę na okrągło, wrabiany wzór jest tylko na przedzie i w sumie, to robią mi się dziury. Nie mam zamiaru pruć, a po prostu zrobię tak, jakby każdy rząd zaczynał się nową nitką i końcówki pozaszywam. Mam nadzieję skończyć jutro wieczorem, tak żeby w poniedziałek syn mógł iść w niej do szkoły. Do kompletu mam dorobić baktusa, ale tutaj nie mam już zamiaru żadnych wzorków dziergać ;-)
Czapkę dziergam na przemian z Laminarią, która odrobinkę mnie wkurzyła. Bardzo mi się podoba wzór, ale gdzieś zrobiłam błąd we wzorze stokrotek (czy jak go tam zwał - jakiś czas temu robiłam nim sweter , który jednakże został spruty, bo wyglądałam w nim jak niedźwiadek) i pomimo liczenie, prucia i próby poprawienie nie mogłam znaleźć brakujących 12 oczek. Musiałam zacząć od początku, w tej chwili doszłam dopiero do tego samego miejsca, w którym się zreflektowałam, że coś nie kaman, czyli do zmiany wzoru. Bałam się znowu pomylić, więc najpierw zrobiłam sobie wyliczenie ile oczek powiinno być w każdym rzędzie, a następnie liczyłam każde oczko w rzędach powracających. Możecie sobie wyobrazić ile razy liczy się jeden rząd, gdy się słyszy co chwile: mamo, mamo, mamo... Ale mam nadzieję, że teraz to już będzie z górki. Trzymajcie kciuki.
W paczuszce dla Ewy znalazła się też chusta Kiri, o której wspominałam wcześniej. Nie jest ona zbyt duża, bo wydziergana tylko z jednego motka Lavity.
Jeśli macie ochotę wydziergać, a przeraża Was opis po angielsku to zapraszam na mój drugi blog (tak, jednak się zdecydowałam założyć bloga z samymi tłumaczeniami) Makneta - tłumaczenia
Takie o to cudowaności dostałam od Zahaftowanej. Z materiałów będą pewnie jakieś ubranka dla lalek ;-) W paczuszcze znalazłam też łakocie, ale nie dotrwały do zdjęcia. Bardzo dziękuję serdecznie za prezenciki.
A tak wyglądała paczuszka, którą wysłałam do Ewy (troszkę przeleżała na poczcie, troszeczkę już zaczynałam się niepokoić)
Dopiero w tym tygodniu Barbara z blogu Minął dzień otrzymała wymiankowy woreczek i małe drobiazgi. W sumie to wyszedł woreczek na pocieszenie. A wszystko przez moją dumę. Pierwszy woreczek wysłałam w październiku, ale ponieważ nie dostałam żadnej informacji od organizatorki czy woreczek doszedł czy nie, to założyłam, że pewnie się nie spodobał i tyle. A dopiero ostatnio okazało się, że poczta w ogóle nie doręczyła mojej paczuszki. Troszkę już za późno składać reklamację, szczególnie, że kwitek dawno już wyrzucony. Zrobiłam więc mały woreczek pocieszenia, do niego włożyłam dwie podkładki pod kubeczki i etui na chusteczki, a także troszkę mulinki i coś słodkiego na osłodę (ale na fotce nie ma tych dodatków).
Teraz będę już pytać.
A tutaj obraz mojej rodzinki, dla tych którym się mylą moje dzieciaczki ;-)
Dziergam ten szal już od października. Na początek postanowiłam wybrać łatwy wzór, chyba najłatwiejszy. Szal ma być bez żadnej bordiury. Miałam nadzieję, że pójdzie szybko, a dziergam i dziergam i końca nie widać. A ponieważ wzór jest banalny po połowie przestało mi się podobać ... jego dzierganie. Czas chyba zacząć wybierać ciut trudniejsze projekty. Zazwyczaj ciepłabym w kąt, ale to ma być prezent, więc robię, robiąc tysiąc innych przerywników.
Sweterek, o którym mowa zaczęłam dawno, bardzo dawno, na początku lata. Gdyby nie to, że nie chciałam robić rękawów na okrągło miałabym go skończonego jeszcze w lipcu. A tak skończyłam w zeszłym tygodniu - zszyłam rękaw i przyszyłam guziki. W sumie to jestem z niego zadowolona, a dzięki kwadratowym guziczkom wyszedł mi "chiński mundurek". Nie wiem co na to moda, ale mi odpowiada.
Włóczka Perlina druty 3.5 oraz 4.00 Raczej 5 motków, ale nie pamiętam dokładnie.
Sweterek jest robiony od góry. Rozmiar 42/44 Nabieram na druty oczka w ten sposób: 28 przód/1/15 rękawek/1/44 plecy/1/15 rękawek/1/28 przód. Najlepiej użyć markerów tam gdzie jest to pojedyncze oczko, bo w co drugim rzędzie dodajemy po jednym oczku przed i po oczku zaznaczonym markerem. A w rzędach powrotnych z narzutów robimy oczka przekręcone jeśli nie chcemy mieć dziurek. Karczek robiłam na drutach 3,5 ściegiem francuskim. Po ok. 20 cm oczka, które idą na rękawy nawlekamy na inną nitkę i robimy dalej łącząc plecy z przodami. Kiedy przejść ze ściegu francuskiego na ażurowy zależy od tego co lubimy. U mnie jest to po 16 cm od pachy. W międzyczasie w co 6 lub 8 rzędzie ujęłam po jednym oczku z każdej strony. Część ze ściegiem ażurowym. Zmieniam druty na 4,00 - robimy 8 oczek ściegu francuskiego na początku i na końcu każdego rzędu - wyjdzie nam pliska z przodu. Ścieg ażurowy rozkładamy równomiernie. U mnie jest 35 cm ściegu ażurowego.
Całość zakończona jest pliską ze ściegu francuskiego 12 rzędów.
W oryginale Julietka nie ma rękawów a tylko krótkie rękawki. Można było zakończyć na w chwili łączenia przodu swetra z tyłem. U mnie są długie rękawy. Nie dodawałam oczek, a dzięki temu że zmieniłam druty na większe 4,00 to rękawy mi się rozszerzyły.
Nie wiem czy komuś pomoże mój chaotyczny opis. Guziki są zapinane na pętelki zrobione szydełkiem. Jak widać dekolt wyszedł mi dość duży. Więc i na większy rozmiar sweterek mógłby pasować. Dobrze jest robić na dwóch drutach z żyłką, wtedy łatwiej przymierzać w trakcie roboty.
I jeszcze 2 zdjęcia, które mąż zrobił mi przy wieczornej pracy. Na nich trochę lepiej widać wzór.
PS. Niech mi ktoś wyjaśni na czym polega to ulepszenie edytora tekstów, bo w tej chwili nie mogę centrować, zwiększać czcionki, dodawać kolorów, a jeszcze kilka - kilkanaści dni temu mogłam robić to wszystko. PS.2 Wstawiłam sobie nowy licznik, będzie liczył od dziś. Może jak dojdę do magicznej liczby 777 to ogłoszę jakieś candy.
O to mój średni syn i jego zimowy komplet. Robótka ekspresowa, tzn. czapkę robiło się bardzo szybko. 2 nitki Beyza Himalaya, druty 5,5. Baktusa robiłam już pojedynczą nitką i drutami 4,5. W sumie na ten komplecik zużyłam 2 motki włóczki.
Jeszcze mnie czeka drugi, podobny, ale muszę dokupić białej włóczki, bo najstarszy syn zażyczył sobie z jakimś znaczkiem. Ciekawe jak mi to wyjdzie ;-)