Szukaj na tym blogu

piątek, 14 marca 2014

Paleo krok po kroku

Jakiś czas temu w poście Dlaczego tak trudno schudnąć? pisałam o zasadach tej diety, polegających głównie na żywieniu się tak jakby nie istniał przemysł spożywczy, jakby nie istniały zboża, mleko i jego przetwory i cukier. 

Nie jest to jednak łatwe, gdyż od urodzenia w większości jesteśmy uzależnieni od tego przemysłu i często nie wyobrażamy sobie życia bez wszelkich ułatwień typu sos w proszku, przyprawy wieloskładnikowe, a przede wszystkim chleb, ciasteczka, śmietana, jogurt czy też majonez. 

Bardzo przepraszam, jeśli kogoś wpędziłam tamtym artykułem w czarną rozpacz, że one nie potrafią tak ze wszystkiego zrezygnować od razu.

Nie napisałam o 3 fazach przechodzenia na tą dietę.
Faza 1:  3 posiłki otwarte (czyli jemy co chcemy) w tygodniu
Faza 2:  2 posiłki otwarte w tygodniu
i Faza 3:  1 posiłek otwarty w tygodniu i na tej fazie dopiero zaczyna się utrata wagi. 

To jak długo mają trwać faza 1 i 2 zależy od nas i od naszych celów, czy chodzi nam o odchudzanie, czy o zdrowe życie. 

Nie wspomniałam poprzednio o tych fazach, bo sama jakoś o nich nie pamiętałam, a do tego ja przechodziłam na tę dietą zupełnie inaczej i po części nieświadomie i zajęło mi to dużo czasu.



Można powiedzieć, że byłam zmuszona do przejścia na tą dietę.

Po pierwsze, odstawiłam nabiał już jakiś czas temu. Nigdy nie lubiłam mleka, w dzieciństwie zupa mleczna to była najgorsza kara, twarożek na kolacje to ohyda. Odetchnęłam dopiero trochę, gdy na rynku pojawiły się jogurty. Były nawet smaczne i jeszcze żółty ser jadłam i śmietanę. Jednak kiedy okazało się, że Julek nie może jeść mleka i jego przetworów, śmietana przestała się pojawiać na naszym stole ani do zupy, ani jako sos do sałatki. 
Kiedy byłam w ciąży z Judytą odrzucał mnie zapach mięsa i wtedy jadłam sporo jogurtów i żółtego sera. Po pewnym czasie zaczął mnie swędzieć brzuch, nie umiała sobie poradzić z tym swędzeniem i drapaniem (do tej pory mam ślady na brzuchu), poleciałam wystraszona do lekarza, że to objawy rzucawki, a pani doktor po prostu kazała mi odstawić nabiał, bo ewidentnie to była reakcja alergiczna. Po ciąży jeszcze długo nie jadłam nawet jogurtów (tylko niestety wciąż jadłam słodycze) i a próby wprowadzenia jogurtów do diety powodowały wzdęcie brzucha. Leciałam wtedy do sklepu kupowałam Activię, a tu paradoks, brzuch jeszcze bardziej wzdęty.  Ostatni raz jadłam jogurt jakieś 4 lata temu na diecie dukana. Od tamtej pory rzadko dokuczają mi wzdęcia.
Romans z kawą z mlekiem przypłaciłam długim nieżytem żołądka, gdy w grudniu byłam już na Paleo, ale kawa przestała mi smakować, a jak tu żyć bez kawy?  Po tamtym epizodzie prawię nie piję kawy. 

Tak więc dość długo zajęło mi odstawianie mleka, ponieważ nie było to działanie świadome. Bo wciąż tak naprawdę nie wiem na co jestem uczulona, takie mam lajtowe podejście do spraw własnego zdrowia.

Jako leniwa matka od dawna gotuję jeden obiad dla całej rodziny włączając w to Julka będącego na diecie od urodzenia. I dlatego już dość dawno nie było u nas na stole pszenicznego makaronu, lazanie robiłam z ziemniaków i bakłażana zamiast płatów makaronu.  Nie smażyłam prawie nigdy naleśników, nie piekłam ciast, żeby nie drażnić Julka. Próbowałam chleby i ciasta z innych mąk bezglutenowych - takich specjalnie przygotowanych dla alergików, ale one tylko zaostrzały objawy AZS u Julka, więc dałam sobie spokój.   Dodatkami do obiadów był makaron ryżowy, kukurydziany, ryż, kasze bezglutenowe, ziemniaki.  Cały czas gotuję to dla pozostałych domowników. Szczerze muszę przyznać, że nie lubię większości z tych produktów, dlatego rozstałam się z nimi bez żalu już w listopadzie. 

Cały czas jednak problemem był chleb i słodycze ze sklepu.  Nie wiem jak to działa, ale kiedy jem chleb, mam dużą ochotę na słodycze. Kiedy nie jem chleba, słodycze mogą nie istnieć. Tak więc w listopadzie i grudniu radziłam sobie bez chleba, w styczniu i lutym zdarzało mi się wcinać ulubione grzanki, kiedy nie było nic innego do jedzenia w domu.  Teraz jestem wolna od chleba i dzięki temu jestem prawie wolna od słodyczy. O moich sposobach na zachcianki słodyczowe pisałam TUTAJ . A wkrótce zamierzam napisać o tym czym zastępować cukier i jak sobie radzić, gdy ma się ochotę na kromkę chleba. 

Żeby nie pozostawiać artykułu bez zdjęcia podzielę się z wami przepisem na mój dzisiejszy obiad.


Marchewki w glazurze:
Składniki:
*1/2 kg marchewek 
* łyżka tłuszczu
* sól, suszony tymianek
* 2 łyżki miodu, w moim przypadku pół łyżeczki ksylitolu

Wykonanie:

1. Nagrzewamy piekarnik do 200 stopni C
2. Marchew obieramy, myjemy, przekrajemy wzdłuż.  Wrzucamy do naczynia żaroodpornego. Polewamy tłuszczem, solimy i dodajemy trochę roztartego w palcach tymianku. Mieszamy.
3.  Po 20 minutach dodajemy miód lub ksylitol, mieszamy i pieczemy jeszcze 10 -15 minut. Moje były lekko twarde.

Ryba pieczona w folii z jarzynowym sosem

Składniki:
* płat świeżej ryby
* sól i pieprz
* sok z cytryny
* suszony koperek
* cebula
* 1 marchewka i 1 pietruszka
* masło klarowane
* pieprz cytrynowy

Wykonanie:
1. Rybę myjemy, osuszamy ręcznikiem papierowym, skrapiamy sokiem z cytryny, posypujemy solą, pieprzem, koperkiem i zostawiamy na co najmniej godzinę.
2.  Błyszczącą stronę folii aluminiowej smarujemy miękkim masłem. Układamy na tym cienką warstwę marchewki i pietruszki pokrojonej w wiórki, przykrywamy rybą, na rybę znowu kładziemy wiórki marchewki i pietruszki. Dookoła układamy pokrojona w ósemki cebulę i ew. większe kawałki marchewki i pietruszki. Przykrywamy drugim arkuszem folii aluminiowej (też posmarowanej masłem).  Folię szczelnie łączymy ze sobą.
3. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy ok. 1/2 godziny. Po tym czasie odkrywamy wierzchnią warstwę folii i pieczemy przez jakiś czas w zależności czy lubimy bardziej wypieczoną rybę czy wolimy mięciutką.
4. Wyjmujemy rybę. Zostawiamy na chwilę by odpoczęła i zajmujemy się sosem.
5. Warzywa, które piekły się z rybą przekładamy do rondelka, dolewamy trochę gotującej się wody, dodajemy sól i pieprz cytrynowy do smaku i wszystko miksujemy blenderem. 


13 komentarzy:

  1. Strasznie brzmi ta dieta. Życzę Ci wytrwałości. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że masz na myśli - strasznie ciekawie, interesująco :-)

      Usuń
  2. W sumie to Cię podziwiam, że potrafisz zrezygnować z tylu produktów. Co do Twojej alergii po jogurtach i żółtym serze to powiem Ci, że to wcale nie musi być nietolerancja na mleko. W jogurtach zwłaszcza tych owocowych jest sporo chemii, sztuczne barwniki itp tak samo w żółtym serze. Czasami trudno stwierdzić co nam szkodzi. Skoro jednak czujesz się na tej diecie dobrze to życzę wytrwałości. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki temu zaczynam jeść więcej warzyw. Co do tej chemii to się zgodzę, ale ja już w czasach przed wielką chemią, czyli jakieś 30 lat temu cierpiałam z tego samego powodu i ciągle miałam liszaje na twarzy, których nikt wtedy nie wiązał z alergią, a teraz dziecko z czymś takim od razu trafia do alergologa. Poza tym 3 z moich 4 dzieci miało skazę białkową, a Julek ma silną alergię na mleko, więc jest to pośrednim dowodem na to, że ja też jestem uczulona. Mam jeszcze kilka produktów na liście uczuleń - np. seler i po ostatnim kontakcie z selerem postanowiłam, że jednak się przebadam dla świętego spokoju, bo następnym razem mogę nie zdążyć do pogotowia.

      Usuń
  3. Wytrwałości więc i powodzenia:) Ja uwielbiam ser, mleko, - każdy ma swoje preferencje i oby Ci służyły:)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie czuję się dobrze na tej diecie, tylko muszę trochę się nagimnastykować, ale skoro od lat już karmię tak dziecko to mogę jeść tak żeby on nie czuł się odrzucony na swojej diecie. Poza tym można na niej sobie pozwolić również na trochę łasowania.

      Usuń
  4. Trzymam kciuki za Ciebie.Ja bym nie dała rady być na takiej diecie.Wiele osób nie toleruje nabiału ale tak jak Ewa napisała to wina chemii.Kiedyś mleczko było "prosto od krowy".Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze pamiętam czasy mleczka od krowy, ale też mi nie służyło, niestety. Chemia na pewno nie pomaga, a dzięki tej diecie coraz mniej chemii spożywam w moich posiłkach.

      Usuń
  5. Maknetko Kochana! Jestem z Tobą! Tzn. nie całkiem taką dietą, ale jednak od Popielca nie jem chleba, ciast, słodyczy i ograniczyłam swoje obżarstwo ...i schudłam w ciągu tygodnia 2,5 kg. W niedzielę się ważę po dwóch tygodniach i zobaczymy jak tam wyjdzie:) Najważniejsze ,że nie jem słodkiego i żyję!!! Pozdrawiam!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, wystarczy odstawić węglowodany i już działa. Na początku waga spada najszybciej, ale każdy kilogram mniej się liczy. Trzymam kciuki za wytrwanie w postanowieniu.

      Usuń
  6. Magdo, i ja dopinguję Tobie, mocno trzymam kciuki za wytrwałość. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie rozumiem tego: ''Jakiś czas temu w poście Dlaczego tak trudno schudnąć? pisałam o zasadach tej diety, polegających głównie na żywieniu się tak jakby nie istniał przemysł spożywczy, jakby nie istniały zboża, mleko i jego przetwory i cukier.
    Nie jest to jednak łatwe, gdyż od urodzenia w większości jesteśmy uzależnieni od tego przemysłu i często nie wyobrażamy sobie życia bez wszelkich ułatwień typu sos w proszku, przyprawy wieloskładnikowe, a przede wszystkim chleb, ciasteczka, śmietana, jogurt czy też majonez. ''
    Co ma jedno do drugiego? Można prowadzić całkiem zdrową glutenową, nabiałową kuchnię bez tych rzeczy, które wymieniłaś. Chleb, śmietanę, jogurt i majonez można z niewielkim wysiłkiem zrobić samemu i wcale nie tyć jedząc je.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarz!