Dzisiaj wszyscy piszą o pączkach i ja też napiszę o pączku, czyli o mnie samej.
W listopadzie wspominałam, że zaczynam się odchudzać, bo osiągnęłam masę krytyczną.
Najpierw
chciałam powrócić do starej diety Dukana, ale zrezygnowałam już po
kilku dniach i przeszłam bardziej w kierunku diety, którą ma mój Julek,
czyli całkowicie bezmlecznej, bezglutenowej (a raczej bez zbóż) i bez
cukru. W tej diecie u Julka i u siebie opierałam się początkowo na
zasadach z książki "Kuchnia bez pszenicy" 150 przepisów, które pomogą
pozbyć się pszennego brzucha (William Davis), ale ponieważ wiele z tych
przepisów zawiera dodatek nabiału, to wkrótce przeszłam całkowicie na
dietę paleolityczną. I tak do Bożego Narodzenia udało mi się zrzucić 8 kilo.
I na tym się zatrzymałam, niestety.
Początkowo
jakoś było mi łatwiej unikać pokus, a nawet można powiedzieć, że ich
nie odczuwałam, ale od Bożego Narodzenia co i rusz udaje mi się łamać
zasady i kilogramy nie spadają.
I tak w krótkich chwilach refleksji, doszłam do wniosku, że to nie wina diety, tylko mojego braku organizacji.
Bo
jak robię zakupy, to nigdy nie wiem co będę gotować na obiad. Bo jak
mąż robi zakupy, to nigdy nie wiem co ja będę chciała ugotować. I stąd
niejednokrotnie zdarza się, że w domu nie ma nic do jedzenia jak tylko
samo zło : CHLEB i MAKARON.
Zasady diety są proste:
1. Żywność powinna być jak najmniej przetworzona,
czyli nawet jeśli można jeść dużo mięcha, to nie parówki, pasztety czy
nawet sklepowe szynki, które często mają dodatek soi lub skrobi.
2.
Należy unikać cukru, nawet w postaci miodu, syropu klonowego czy też
syropu z agawy. Jeśli już musimy słodzić to używamy stewii lub
ksylitolu.
3.
Zakazane są zboża, nie tylko gluten, ale też zboża bezglutenowe. Tak po
prawdzie to nic mnie nie obchodzi dlaczego. Ale zaobserwowałam to już
dawno u Julka, że zboża bezglutenowe też mu nie służą, a te wszystkie
mąki, z których wiele osób próbuje wyczarować zamienniki chleba lub
ciasta to czysta chemia po prostu.
4. Dieta ta wyklucza również nabiał. Z tej grupy pozostają tylko jajka i masło klarowane.
5. Nie powinno się też jeść olei roślinnych, margaryny i tym podobnych wynalazków.
6.
Zakazane są strączkowe w tym soja, tak więc trzeba się nauczyć czytać
etykiety, a także produkty skrobiowe, czyli ziemniaki (ja aczkolwiek
ziemniaki od czasu do czasu jem i Julkowi też podaję)
Co wolno jeść w takim razie, najlepiej obrazuje piramida żywienia paleo (obrazek pochodzi ze strony
Paleo Food)
Czyli:
1. Mięso, drób, dziczyzna, ryby, owoce morza, jajka.
2. Warzywa i owoce - powinniśmy zadbać o ich różnorodność.
3. Tłuszcze - smalec, masło klarowane, olej kokosowy, oliwa z oliwek do sałatek, a także oleje orzechowe, lniany i sezamowy.
4.
Ziarna typu pestki słonecznika, dyni, sezam oraz orzechy i w tym mąka
migdałowa i kokosowa, ale w niewielkich ilościach. Można też używać
mleko migdałowe lub kokosowe. Trzeba pamiętać, że orzeszki ziemne to nie
są prawdziwe orzechy i są zakazane.
5. Przyprawy
6.
Dozwolone są także suszone owoce i czekolada gorzka min. 70%, niewielka
ilość kawy, herbaty, kakao a nawet alkoholu, tylko trzeba mieć pewność,
że jest bezglutenowy (nie znam się na alkoholu i nie wiem jaki to jest
bezglutenowy, ale szczerze to niewiele mnie to interesuje)
Oczywiście przy odchudzaniu się trzeba ograniczyć suszone owoce i orzechy.
To
nie jest dieta proteinowa, ketonowa. Trzeba dbać o różnorodność i
dostarczanie dużej ilości minerałów i witamin. Nasz talerz powinien
wyglądać tak:
fruits - owoce,
vegetables - warzywa
protein - białko
water - woda
Lubię
tę dietę, bo nie trzeba liczyć kalorii, bo nic mnie nie swędzi -
okazuje się, że jestem uczulona na mleko i produkty pokrewne, do tego
jeszcze nie mam wzdęć - jeśli sięgnę po chleb to zaraz mam brzuch jak
balon.
Jedyny
problem to taki, że ten sposób jedzenia wymaga nowych nawyków
kulinarnych. Część już od dawna mam zmienionych - nie używam mąki do
robienia sosów, śmietany to zabielania zupy.
I
teraz w marcu mam zamiar popracować nad tą zmianą nawyków i co dziennie
przygotowywać chociaż 1 danie z nowego przepisu Paleo, tak żeby po 31
dniach mieć 31 sprawdzonych przepisów, które będą później podstawą mojej
kuchni.
Tak więc ogłaszam marzec miesiącem Paleo.
Nie
bójcie się, nie zamienię bloga w blog kulinarny, ale od czasu do czasu
pewnie jakiś przepis się pojawi, bym go nie zgubiła w stosie kartek i
karteluszek. Trzymajcie kciuki, aby mi się to udało, bo drugiej takiej niezorganizowanej, chaotycznej osoby jak ja to nie znacie.
Mam nadzieję, że po tym miesiącu będę mogła też pochwalić się utratą kolejnych kilogramów.
A
jeśli macie ochotę poczytać więcej o tej diecie po polsku (bo po
angielsku to jest tego całe mnóstwo), to znalazłam ostatnio bardzo
ciekawe miejsce i ciekawy artykuł o
Paleo na blogu Tłuste Życie