"Dziewczyna z perłą" to powieść historyczna. Do jej napisania skłonił ją słynny obraz holenderskiego XVII-to wiecznego malarza Vermeera, przedstawiający młodą dziewczynę w turbanie i z perłowymi koczykami. Pisarka tak długo rozmyślała nad tym obrazem, aż wymyśliła historię życia tajemniczej dziewczyny.
Jakoś mi nie idzie ostatnio pisanie, więc tylko szybko jeszcze dodam, że zaczęłam nową robótkę na drutach. Prostą i mam nadzieję w miarę szybką, taką na nadchodzącą jesień. Coś co mam nadzieję ponosić zanim jeszcze nastanie sezon kurtkowy.
Przełom lipca i sierpnia to zwykle dla mnie dość trudny z uwagi na nękającą mnie alergię, szczególnie w słoneczne dni. Jak nie biorę leków to mam mega katar, pieką mnie oczy i gardło. Jak biorę leki to tylko boli mnie głowa. Tak czy tak ciężko mi się skupić na czytaniu. Toteż tylko co zaczęłam "Dom na Zanzibarze" i "Dziewczynę z perłą."
Ale postanowiłam trochę przeprosić się z szydełkiem. Zapragnęłam wydziergać sobie trochę kwiatków do ozdabiania moich zdjęć. I oczywiście znowu popadłam w nałóg przeczesywania internetu w poszukiwaniu fajnych wzorów.
Przez ostatnie kilka dni tak zatraciłam się w malowaniu, że zapomniałam zupełnie o nowym wpisie. Nie maluję nic specjalnego, po prostu ćwiczę rękę i większość moich "prac" to takie same linie lub listki. Taka zabawa, która niemal całkowicie wyłącza myślenie.
A tu już kolejny tydzień z Drogą Artysty minął. I jak Wam idzie? Mi pisanie trochę się zacięło. Ciężko mi się rano zmobilizować, a jak już się zmobilizuję, to wciąż sobie sama przerywam, bo nie jestem zadowolona z tego, że znowu piszę i narzekam. Chwilami sama zapominam o swojej własnej radzie, by gdzieś tak na 3 stronie zacząć pisać pozytywnie.
A w tym tygodniu Julia Cameron proponuje przyjrzeć się korzyściom jakie czerpiemy z tkwienia w miejscu.
Julia Cameron bardzo często w swojej książce odwołuje się do Boga lub do jakiejś siły wyższej, siły twórczej i wielu osobom przeszkadza ten sposób, ale ja uważam, że to sama prawda.
Ograniczenia
Naszym głównym ograniczeniem jest nasze wyobrażenie o naszych zdolnościach. Wykorzystujemy tylko minimalny limit naszych możliwości, odrzucamy wiele projektów, gdyż nie ufamy sobie, że jesteśmy w stanie im sprostać, a z drugiej strony boimy się, że są one zbyt pretensjonalne. Nie wierzymy w to, że możemy dużo zrobić otwierając się na dary płynące od siły wyższej.
Ta jej filozofia łączy się z popularnym ostatnio nurtem zwanym Prawo Przyciąganie (Law of Attraction), które mówi o ty, że jeśli w uwierzymy, że coś jest możliwe, to tak będzie. Naszym zadaniem jest ustalić sobie cel, wizję tego co chcemy osiągnąć, a potem uwierzyć w to każdą swoją komórką, przełamać blokady negatywnych przekonań i "czekać" aż to dostaniemy.
Bardzo mi się podoba jak Julia Cameron napisała:
"Wizja nie wiadomo kiedy i jak staje się rzeczywistością.
Innymi słowy, módl się, żeby zdążyć na autobus, a potem biegnij jak najszybciej.
Aby tak się stało, musimy przede wszystkim uwierzyć, że ten autobus wolno nam złapać."
I aby z tego skorzystać, musimy uwierzyć, że dobro, bogactwo, pomysły są nieograniczone i jeśli zaczniemy je wykorzystywać, to się nie wyczerpią i nie znikną.
"Pamiętając, że Bóg jest naszym źródłem, hojnym strumieniem energii, skuteczniej czerpiemy z własnych twórczych mocy." Julia Cameron
Post udostępniony przez makneta workshop (@makneta_workshop)
I tu należy sobie zadać pytanie przed czym się wzbraniamy? Jakie marzenia uznajmy za nierealne biorąc pod uwagę środki jakimi dysponujemy? Dla mnie osobiście są to dość trudne pytania. Wciąż. Mimo iż przez ostatnie 2 lata wiem, że poszłam do przodu, zaczęłam łamać swoje blokady, pokonywać wewnętrznego krytyka, to jednak wciąż mam marzenia, które wydają się niemożliwe do osiągnięcia.
W tym tygodniu Julia Cameron proponuje:
Jedną z metod „nasłuchu” jest pisanie porannych stron. Wieczorem, przed zaśnięciem, możemy wymienić sfery, w których przydałyby się nam wskazówki. Rano widzimy niedostrzegane dotąd podejście do tematów, o których piszemy. Poeksperymentuj z tym dwustopniowym procesem: wieczorem zadawaj pytania, rano nasłuchuj odpowiedzi. Bądź otwarty na wszelką pomoc.
Odnajdowanie rzeki
Gdy zawierzamy swojej twórczości, uwalniamy się od innych zależności. Myślę, że jest to tylko łatwe na papierze. Bo niestety zbudowani jesteśmy z zależności. Ale jeśli wzmacniamy swój głos, to łatwiej nam go głośno wyrażać. I coraz częściej korzystamy z różnych propozycji.
Co bieganie ma wspólnego z Drogą Artysty? Być może niewiele, a być może wszystko. Bieganie jest to jedna z rzeczy, których by pewnie nie było w moim życiu, gdyby nie poranne pisanie i zadawanie sobie pytania, co mnie naprawdę w życiu cieszy, co mnie cieszyło, gdy byłam nastolatką. I wyszło mi na to, że sport miał spore znaczenie, był źródłem satysfakcji oraz co tu kryć, był okazją do spotkań towarzyskich.
A dlaczego myślami wracam do okresu nastoletniego? To proste, bo to był najbardziej beztroski czas w moim życiu i wtedy najbardziej wiedziałam czego chcę. Niestety przez ostatnie kilkanaście lat dałam się wchłonąć i zgnieść trudom życia, ale przecież gdzieś tam głęboko w środku jest jeszcze cząstka mnie, do odkopania i odżywienia, której dążę. I komu mam wierzyć, jak nie sobie samej i swojemu wewnętrznemu ja?
I gdy zaczynałam myśleć o tym by w końcu ruszyć się z fotela, powoli zaczęły docierać do mnie informacje o biegających znajomych, trafiłam na grupę pasjonatów biegania.
Post udostępniony przez makneta workshop (@makneta_workshop)
Pułapka cnoty
To upychanie swoich artystycznych działań, pomiędzy wszelkiego rodzaju obowiązki. Robimy to, bo nie chcemy, by ktoś pomyślał, że jesteśmy samolubni. Pokazujemy jacy jesteśmy dobrzy, mili, pomocni, a w głębi serca chcemy tylko świętego spokoju.
Mi się wydaje, że ja już dawno przestałam tak działać. Ale to tylko wydaje mi się, bo jednak na jakimś obszarze robię z siebie cierpiętnicę i nie rezerwuje czasu prawdziwie dla siebie, w samotności, nie nasłuchując co chwila co robią dzieci, czy w jakim humorze jest mąż.
Post udostępniony przez makneta workshop (@makneta_workshop)
Czy zachowujesz się autodestrukcyjnie?
Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Po pierwsze, trzeba wiedzieć coś o swoim prawdziwym ja (tym samym, które się systematycznie niszczyło). By szybko sprawdzić, jak bardzo się od niego oddaliliśmy, zadajmy sobie pytanie: czego bym spróbował( a), gdyby to nie było zbyt szalone? 1. Skoczyć ze spadochronem, nurkować z butlą. 2. Nauczyć się tańca brzucha, tańców latynoskich. 3. Opublikować swoje wiersze. 4. Kupić perkusję i zacząć na niej grać. 5. Przejechać rowerem całą Francję.
Jeśli twoja lista wydaje się kusząca, choć szalona, jesteś na dobrej drodze. Zwariowane pomysły są w rzeczywistości głosami twojego prawdziwego ja.
Co byś zrobił( a), gdyby to nie było zbyt samolubne? 1. Zapisałbym się na kurs nurkowy. 2. Poszłabym na kurs tańców latynoskich w P. 3. Sporządziłbym listę wydawców poezji i co tydzień posyłałbym komuś jeden wiersz. 4. Kupiłabym używaną perkusję, którą sprzedaje mój kuzyn. 5. Zadzwoniłabym do biura podróży i wypytała o Francję.
Poszukując wewnętrznego (s) twórcy i otwierając się na dar kreatywności, uczymy się duchowego podejścia do życia, wiary, że Bóg jest dobry – tak jak my i cały stworzony świat. W ten sposób omijamy Pułapkę Cnoty. Julia Cameron.
Oprócz cotygodniowych ćwiczeń J. Cameron proponuje w tym tygodniu zrobić sobie test na Pułapkę Cnoty oraz ćwiczenia z zakazanymi przyjemnościami oraz listą życzeń, które znajdziecie albo w książce, albo w grupie fb .
W czwartek przeczytałam "Szkołę żon". W piątek i sobotę przeczytałam "Chłopak, który o mnie walczył" a od niedzieli do wtorku "Jedwabnika". W między czasie podczytywałam jeszcze inne książki "na próbę", więc o nich tu nie będę pisała.
Jak na mnie to dużo, nawet bardzo dużo. I szczerze, to nawet poczułam się trochę zmęczona tym czytaniem.
otwiera nową serię wydawniczą Bestsellery na obcasach. Całkiem miła, szybka lektura. Historia głównie świeżo rozwiedzionej Julii, która wygrywa pobyt w ekskluzywnym SPA. Sporo w tej książce erotyki, ale dużo subtelniejszej niż w powieści Prokurator, o której pisałam 2 tygodnie temu. Jeśli będę miała czas to pewnie przeczytam kolejne książki z tej serii, a szczególnie te autorstwa pani Witkiewicz, bo jej sposób pisania przypadł mi do gustu.
"Chłopak, który o mnie walczył" Kristy Moseley
przez samo wydawnictwo określania jest jako książka młodzieżowa, ale chyba chodzi bardziej o starszą, taką bardziej dorosłą młodzież, gdyż jej bohaterami są dwudziestokilkuletni Jamie i Ellie, których wcześniej łączyła wielka miłość, ale jak to w życiu bywa piętrzące się kłopoty sprawiają, że Ellie czuje się zraniona, porzucona i wyjeżdża ze Stanów do Europy, a następnie zostaje w Wielkiej Brytanii (to w pierwszym tomie, którego nie czytałam).
W tej części, którą można spokojnie czytać nie znając pierwszej, gdyż w łagodny sposób jesteśmy wprowadzanie w przeszłe wydarzenia, Ellie wraca do Stanów. Drogi tych obojga się krzyżują, tak jak krzyżują się dwie osobowości, dwa światy. Mimo iż to książka dla młodzieży, to nie oszczędziła mi ona łez, gdyż temat śmierci, straty bliskiej osoby i troska o życie drugiego człowieka są obecne niemal od pierwszej strony. '
"Jedwabnik" Robert Galbraith
muszę przyznać, że trzymał mnie w napięciu niemal do samego końca i to nie tylko ze względu na wątek kryminalny.
Bardzo mi się podoba styl J.K.Rowling, bo przecież chyba już wszyscy wiedzą, że to ona stoi za powieściami z cyklu Cormoran Strike. A ja oczywiście i tym razem zaczęłam czytać od drugiego tomu.
Cormoran Strike to prywatny detektyw, do którego przychodzi żona ekscentrycznego pisarza i prosi go o pomoc w odnalezieniu męża. Razem z detektywem trafiamy do świata wydawców i pisarzy i odkrywamy ludzkie słabości. Bardzo mi się podoba sposób w jaki zostali sportretowani bohaterowie tej powieści, szczególnie detektyw i jego asystentka rudowłosa Robin.
I jak Wam idzie z pisaniem porannych stron? Minęło już 5 tygodni odkąd zaczęliśmy pisać strony i analizować nasze twórcze życie.
I prawdą jest to co pisze Julia Cameron, że w pewnym momencie zaczynamy unikać pisania. Dlaczego? Bo coraz częściej piszemy o naszych bolączkach, o naszych brakach. Jeśli są w naszym życiu jakieś strefy, z których nie jesteśmy zadowoleni, to wychodzi to właśnie podczas pisania porannych stron.
Czasami czytam jedną książkę za drugą, a czasami trudno się skupić i przeczytać choćby jedną, całkiem przyjemną i krótką. Ale takie mamy po prostu czasy.
Dziś w końcu udało mi się znaleźć trochę czasu i spokoju, by przeczytać większość Opactwa Northanger. Całkiem spodobała mi się ta książka. Rzadko zdarzają się takie pozycje, że narrator mówi wyraźnie pisarza/pisarki głosem i wyraża swoje poglądy na to jak ma być skonstruowana powieść lub co sądzi o czytaniu książek. A przecież książki nie są w tej powieści bohaterami, tylko młoda panna Catherina Morland i grono jej przyjaciół.
Dzisiaj chciałam Was zapytać, czy czytacie recenzje?
Często wybierając książkę do czytania opieram się na czyjeś opinii, rzadziej na recenzji. Zawsze się boję, że czytając recenzję za dużo się o książce dowiem. I tak samo zawsze mam wrażenie, że jeśli napiszę prawdziwą recenzję (co raczej mi nie grozi, bo to wcale nie jest łatwa sztuka), to wyjawię za dużo, zdradzę zbyt wiele faktów.
A może pisanie recenzji trzeba zostawić tylko dziennikarzom i polonistom? Szczególnie ci ostatni mają wystarczającą wiedzę (przynajmniej tak zakładam), by omawiać przeczytaną książkę obiektywnie i do tego odnieść się do szerokich kontekstów społecznych czy psychologicznych.
A jeśli czytacie recenzje, to jakich informacji w niej oczekujecie?
I ja znowu, głównie opinii czytającego. A ostatnio w jakimś internetowym artykule (oczywiście jak go potrzebuję, to nie potrafię znaleźć) przeczytałam, że recenzja powinna być bezstronna. Naprawdę? Co o tym sądzicie?
"W tym tygodniu możesz odczuwać nagłe przypływy energii, a także napady złości, radości i żalu. Zrzucasz iluzoryczne pęta dotychczasowych ograniczeń i odzyskujesz moc sprawczą. Będziesz świadomie eksperymentować z otwartością umysłu w sprawach duchowych." Julia Cameron
Gniew
Byliśmy uczeni, że gniew to coś złego. Nie wypada. Co z tego, że gotujemy się od środka, nie wolno nam tego okazywać, bo inaczej jesteśmy prostakami. Ale może nie zawsze warto dusić gniew w sobie. Nie, nie namawiam nikogo do zdjęcia nogi z hamulca i wyżywaniu się na wszystkich dookoła.
Zamiast tłumić gniew, należy mu się przyjrzeć. Należy go słuchać, bo on pokazuje, gdzie leżą nasze granice. Gniew ma być naszym paliwem, naszą drogą, ma wskazywać dokąd powinniśmy podążać.
Bo jeśli posłuchamy siebie i usłyszymy w swoim głosie pełnym zazdrości "Ja to przecież zrobiłabym lepiej. Ja miałam już dawno taki pomysł", to znak, że koniec siedzenia i rozmyślania, wiemy co mamy robić i powinniśmy działać.
Post udostępniony przez makneta workshop (@makneta_workshop)
Synchroniczność
Gdy zaczyna się proces odnajdowania swojego artystycznego ja, okazuje się, że spełniają się nasze pragnienia. Tak to często jest, że gdy o czymś intensywnie myślimy, to los w ten czy inny sposób stawia nam na drodze kogoś, kto mógłby nam pomóc w realizacji naszego celu. To tak jak, gdy kobieta w ciąży lub próbująca zajść w ciąże, nagle wszędzie wokół siebie widzi inne ciężarne. Po prostu zaczynamy się skupiać na celu i bum. Teraz od nas tylko zależy, czy wykorzystamy tę szansę.
Ja nigdy nie miałam talentu do malowania czy rysowania. Co więcej jako dziecko mało rysowałam, jako nastolatka to już w ogóle. Pewnie dlatego, że jako osóbka przewrażliwiona na swoim punkcie bardzo mocno przeżywałam każdą krytykę. I pamiętam dokładnie moje niewielkie próby rysowania/malowania krytykowane przez rodziców lub nauczycielkę. A mimo to gdzieś tam głęboko marzyłam, żeby malować. Zajęta dziećmi, studiami, dziećmi, pracą nawet nie wiem kiedy zaczęłam się interesować najpierw decoupagem, a potem malarstwem. Ale jeśli chodzi o malarstwo, to zawsze sobie w duchu mówiłam, że nie mam szans żadnych. Próby decoupage wychodziły mi takie sobie, ale przyjemnie było malować, bawić się farbami. I moje marzenie narastało. Dlatego, gdy dowiedziałam się przy rodzinnym, niedzielnym obiedzie o tym, że w naszym domu kultury są zajęcia malarskie dla dorosłych, to z trudem wytrzymałam do poniedziałku i zrobiłam co rzadko się zdarza w moim przypadku. Czyli chwyciłam za telefon. Dowiedziałam się, że w czasie ferii zajęć dla dorosłych nie ma, ale mogę przyjść po feriach w poniedziałek. I byłam. I wciąż tam wracam.
Piszę to, żeby pokazać, że jak o czymś się myśli, to los nam daje szanse (to jest właśnie ta synchroniczność) a tylko od nas zależy czy ją wykorzystamy, czy raczej stwierdzimy, że to nie dla nas, bo ... I tu cała lista tłumaczeń - od nie mam czasu, do nie mam zdolności. O zdolnościach napiszę innym razem.
I można to tłumaczyć sobie jako czysty zbieg okoliczności, ale można też wypatrywać innych znaków i tylko od nas zależy czy i jak je wykorzystamy. I czytając ten rozdział kolejny raz sobie przypominam, że ważniejsze jest CO chcę zrobić, że to jest moje zadanie, by wiedzieć CO chcę osiągnąć, by to zaplanować, a potem dopiero przyjedzie JAK. A tak często marnuję czas nad rozmyślaniem JAK ja te coś zrobię i rezygnuję w ogóle z planowania. Teraz sobie uświadamiam, że to bez sensu. Jakkolwiek głupio to zabrzmi, ale mnie olśniło. Przywracam mój plan.
"Zrób kroczek w stronę marzenia, a zobaczysz otwierające się drzwi. Zobaczyć, to uwierzyć. I kiedy zobaczysz wyniki swoich eksperymentów, nie będziesz już musiał wierzyć mi na słowo. Zapamiętaj maksymę: Skacz, a pojawi się siatka zabezpieczająca." Julia Cameron
Post udostępniony przez makneta workshop (@makneta_workshop)
Wstyd
O tak, niestety, wstyd jest tym co nas powstrzymuje najczęściej. A przynajmniej mnie.
"Artysta, który w dzieciństwie był zawstydzany – z powodu swoich potrzeb, dociekliwości, oczekiwań – może odczuwać wstyd nawet bez zawstydzających recenzji. Jeśli w dzieciństwie zawstydzano go, gdy przyznawał się do wiary we własny talent, w przyszłości każdy akt twórczy będzie w nim budził paraliżujący wstyd." Julia Cameron
Często artyści nie kończą swojej pracy, tracą nią zainteresowanie, ponieważ jest to forma uniknięcia bólu i poczucia zranienia. Ile z nas czuło się zranione, gdy pokazały swoją pracę w najbliższym otoczeniu i została ona co najwyżej chłodno przyjęta? Pewnie każda z nas. Szczególnie, że żyjemy w kulturze krytykowania, wytykania błędów, poprawiania i oceniania.
Czy to znaczy, że nie mamy za wszelką ceną unikać pokazywania innym i proszenia ich o ocenę. Z pewnością nie, ale nie na świeżo, nie od razu, nie wtedy, gdy jest to tylko szkic. I na pewno lepiej jest znaleźć sobie mentora, niż pokazywać przypadkowej osobie, czy nawet komuś z rodziny, kto tak naprawdę nie jest tym zainteresowany.
Jak sobie radzić z krytyką:
Są pewne ogólne zasady, które pomagają radzić sobie z każdym rodzajem krytyki.
1. Wysłuchaj krytyki do końca, żeby mieć to z głowy.
2. Zanotuj, które myśli lub sformułowania cię dotknęły.
3. Zanotuj, które myśli lub sformułowania wydają ci się przydatne. 4. „Dopieść się” w jakiś sposób – przeczytaj pochlebną recenzję albo przypomnij sobie jakiś komplement.
5. Pamiętaj, że nawet jeśli twoje dzieło jest do kitu, może być niezbędnym etapem do kolejnego dzieła. Sztuka dojrzewa zrywami, a błędy są koniecznym warunkiem rozwoju.
6. Przyjrzyj się krytyce ponownie. Czy przypomina niepochlebną opinię z przeszłości, szczególnie jakiś dziecięcy wstyd? Przyjmij do wiadomości, że obecna krytyka wyzwala w tobie żal, związany z zadawnioną raną.
7. Napisz list do swojego krytyka – najprawdopodobniej go nie wyślesz. Broń w nim swojej pracy, a także doceń to, co pożytecznego wniosła jego opinia (jeśli wniosła).
8. Wskocz z powrotem na konia! Natychmiast zobowiąż się, że zrobisz coś twórczego.
9. Zrób to. Jedynym lekarstwem na krytykę jest twórczość.
Rozwój
Pamiętaj, że rozwój to dwa kroki w przód, a potem jeden w tył. Idź do przodu powoli. Dbaj o siebie. Nie tylko o intelekt, ale też o ciało. Odpoczywaj, dobrze się odżywiaj, chodź na spacery, pobądź trochę sam ze sobą. Pytaj siebie jak się czujesz. I bądź dla siebie dobra. Jeśli coś jest trudne, obiecaj sobie nagrodę.
Zachęcam do przeczytania "Drogi Artysty" Julii Cameron, bo ja tylko to co mi się wydaje ważne skrótowo tu podaję. W książce jest więcej i lepiej wytłumaczone.
Zapraszam do grupy na fb W drodze artysty, gdzie będą do pobrania ćwiczenia.
Tak jak nie umiem zajmować się przez dłuższy czas tylko jedną robótką, tak też nie potrafię czytać tylko jednej książki. Bywa, że jedna wciąga tak bardzo, że nie mogę skupić się na niczym innym, dopóki jej nie dokończę, ale bywa też tak, że dawkuję sobie lekturą w niewielkich dawkach, by móc dłużej się nią napawać, chłonąć. Tak jest z "Przyjaciółką z młodości", o której pisałam w zeszłym tygodniu. Czytam tylko po kilkanaście stron i tylko jak jestem w odpowiednim na to czytanie nastroju.
W między czasie połknęłam dwa kryminały - tak od środy do niedzieli, a teraz czytam Opactwo Northanger, żeby nie było, że jak jakiś czas temu ogłosiłam Lato z literaturą klasyczna, to żadnej książki z tej listy nie przeczytam. Zaczyna się przyjemnie bardzo.
Ale dziś będzie o wspomnianych kryminałach.
"Prokurator" to debiut literacki Pauliny Świst, autorki piszącej pod pseudonimem. Na okładce przeczytamy "Ostry seks, ostry język, ostra akcja. Jeszcze żadna polska gwiazda nie eksplodowała z taką siłą na firmamencie polskiego kryminału."
To historia o 30 letniej pani adwokat Kindze Błońskiej, która przyjeżdża do Gliwic, by bronić w sądzie groźnego przestępce "Szarego", który jest jej przyrodnim bratem. Tuż przed rozpoczęciem procesu w barze poznaje troszkę od siebie starszego, przystojnego faceta i oczywiście wieczór kończą w jego mieszkaniu. Wkrótce okazuje się, że facet na jedną noc, jest jej rywalem na sali sądowej, czyli tytułowym prokuratorem Łukaszem Zimnickim.
Książkę czyta się szybko, akcja jest wymyślona dość sprytnie i kończy się oczywiście happy endem, jak w typowym love story.
Czyta się dość szybko również z tego względu, że napisana jest potocznym językiem, czasami lekkim, odrobinę zabawnym, ale przede wszystkim prostackim i wulgarnym. I ta jego wulgarność silnie działa na niekorzyść tej książki. Być może ja mam inną definicję ostrego języka, raczej kojarzy mi się z ciętymi ripostami, kontrargumentami, a nie z używaniem słowa na k jako przecinek. I seks jest w tej książce szybki, wulgarny (tzn. wulgarnie opisany), mało finezyjny.
"Niewidzialny" Mari Jungstedt to książka otwierająca nową serię wydawniczą Mistrzynie Kryminału Obyczajowego. Kupiłam jak zawsze na próbę, w promocyjnej cenie, ale nie wiem czy będę kontynuować, bo oczywiście jak się okazało po zakupie, na Legimi mam dostęp do większości tytułów z tej serii.
Na Gotlandii, tuż przed rozpoczęciem wakacji, zostaje w bestialski sposób zamordowana 35 letnia kobieta. Podejrzanym oczywiście jest jej partner. Jednakże wkrótce dochodzi do kolejnego morderstwa, a przecież podejrzany siedzi w areszcie.
Trochę męczyła mnie ta książka. Akcja trochę dziurawa. Oczywiście nie musimy wszystkiego wiedzieć w kryminale, nie musimy znać odpowiedzi na każde jak? i dlaczego? Ale mimo to niektóre okoliczności lub fakty wydają się być wyciągnięte jak króliki z kapelusza. Do tego przez niemal połowę męczył mnie język, którym była napisana. Tym razem nie wulgarny, czy prostacki, ale brakowało mu rytmu, płynności. Trochę czasu musiało minąć nim udało mi się do niego przyzwyczaić.
Dodam tylko, że pewne wartości dydaktyczne jednak ta książka miała. Po jej skończeniu, od razu pobiegłam do pokoju córki, by ją po prostu przytulić. Rodzicielskiej uwagi nigdy nie za dużo.
Gdy w niedzielę czytałam "Niewidzialnego" mąż zauważył, że jak się męczę i gdy usłyszał, że język powieści mnie drażni, stwierdził, że to dziwne, by zwracać na to uwagę.
A wy uważacie, że to dziwne? Bo dla mnie język jest ważny, nawet bardzo ważny. Oczywiście pomysł, akcja, postacie są niezbędne, ale wszystko zależy od tego jakimi słowami zostanie to opisane. W jaki sposób odróżniamy arcydzieło od przeciętnej książki? W końcu powieść to słowa, tylko słowa, albo aż słowa. Użyte umiejętnie budują klimat i najbłahsze wydarzenia mogą uczynić interesującymi. Źle dobrane zniechęcą nawet do najbardziej interesującej historii.
"W tym tygodniu zajmiemy się zdefiniowaniem samego siebie, co jest głównym elementem twórczego odrodzenia. W miarę ujawniania się nowych potrzeb, pragnień i zainteresowań zaczniesz dla nich wyznaczać nowe granice i wytyczać nowe obszary. Eseje i narzędzia, które otrzymasz, pomogą ci dotrzeć do własnej tożsamości, do „ja” zdefiniowanego przez ciebie samego." Julia Cameron
Wiara we własną kreatywność będzie przeplatała się z chwilami zwątpienia. Będziemy cieszyć się, że udało nam się codziennie pisać poranne strony, a za chwile zwątpimy i zastanowimy się po co nam to, a może źle je piszemy? W tym okresie może pojawić się autosabotaż. Wiemy co mamy robić, co chcemy osiągnąć, a będziemy robili wszystko by do tego nie dopuścić, by pokazać samym sobie, że to jest bez sensu. Wg J.Cameron częstym przykładem jest pokazywanie innym porannych stron. A przecież one są tylko dla nas, tylko dla naszych oczu. Odkrywamy w nich swoje bolączki (przynajmniej ja tak mam), odkrywamy dziwaczne myśli (przynajmniej ja tak mam), nie do końca dbamy o formę (przynajmniej ja tak mam). Pokazując prosimy się o krytykę i ponowne włączenie blokady.
Toksyczni towarzysze zabawy
Tak nazywani są inni zablokowaniu twórcy przebywający w naszym otoczeniu, nasi przyjaciele, którym nie podoba się nasza przemiana, którzy zaczynają nam zarzucać, że staliśmy się jacyś inni, że nie mamy dla nich czasu. Mi trudno w tej kwestii się wypowiadać, bo od lat nie pociąga mnie życie towarzyskie, a tym bardziej opowiadanie wszystkim znajomym czym się zajmuję, co chce robić.
Poza tym uważam, że im więcej opowiadamy o naszych twórczych planach, tym częściej para idzie po prostu w gwizdek. Ponieważ proces tworzenia to emocje, a gdy opowiadamy, emocje się wyciszają, wygaszają, wytrąca się impet. Pomysł się ulatnia i zostajemy z niczym.
Jako ludzie dorośli powinniśmy umieć wybierać co jest dla nas ważniejsze. Chronimy swój czas pracy, chronimy czas dla rodziny, to i możemy ochronić czas potrzebny do naszego duchowego rozwoju.
"...nikomu nie pokazuj porannych stron, nie zapraszaj na randki artystyczne przyjaciół. Zakreśl wokół swojego odrodzenia święty krąg. Podaruj sobie dar wiary. Uwierz, że jesteś na właściwej drodze. Bo jesteś." Julia Cameron
Siewcy obłędu
To zaś są osoby, które tworzą ogniska konfliktów. To osoby, które wpędzają w poczucie winy, lekceważą nasze plany, rujnują umowy, oczekują specjalnego traktowania, trwonią twój czas i pieniądze, nie zważają na to, że akurat pracujesz i na dodatek zaprzeczają, że są łowcami obłędu. Dlaczego się z nimi zadajemy? Bo sami jesteśmy tacy.
Sceptycyzm, czyli sekretne wątpliwości
Gdy zaczyna nam iść dobrze (znajdujemy czas by co rano napisać 3 strony i zaczynają nam do głowy wpadać nowe pomysły), zaczynamy wątpić w słuszność tego co robimy. Próbujemy stłumić te myśli, ale tak naprawdę nie powinniśmy tego robić. Lepiej się im przyjrzeć z bliska i rozpocząć ćwiczenia z uważności.
Uważność
"...podstawą przetrwania jest zdrowie psychiczne, a podstawą zdrowia psychicznego – uważność." Julia Cameron
Gdy czytam o tym, teraz, w Drodze Artysty, dochodzę do wniosku, że to co ratuje moje życie, to o czym kiedyś pisałam w poście Czy mamy prawo być szczęśliwi?, to właśnie dostrzeganie małych, drobnych chwil w codzienności. To promyki światła tańczące po stronach książki, to ptaki kąpiące się w kałuży, to zapach gotującej się prostej zupy. W moim życiu wszystko się ze sobą splata. Choroba syna sprawiła, że zakręciłam się po uszy w druty. Kiedy nie znajdowałam odpowiedzi na pytanie dlaczego?, co zrobiłam źle?, jak to się stało, że on zachorował?, przestałam też pytać o przyszłość, o jego szkołę, o dorosłe życie. By nie oszaleć, skupiłam się na teraźniejszości. By nie oszaleć, zaczęłam doceniać to co mam - nieśmiały uśmiech, widok z okna, pracę, kłębek włóczki i druty, czysty zeszyt i pióro, pędzel i farbę.
W tym tygodniu Julia namawia do codziennego czytania Zasad Ruchu. Osobom chętnym (nie mającym książki) mogę wysłać je na maila lub znajdziecie je w grupie na fb. Tak samo jak ćwiczenia na ten tydzień.
Pochwalcie się jak idzie Wam praca ze stronami? Czy praktykujecie afirmacje? Ćwiczenia wykonane?
Zachęcam też do przeczytania innych postów z tej serii.
W minionym tygodniu zajęta byłam głównie plenerem i malowaniem i nie mogłam się na dłużej skupić na lekturze. Coś tam zaczynałam, podczytywałam, aż w końcu mój wybór padł na opowiadania Alice Munro "Przyjaciółka z młodości", książkę która stała na półce już od dłuższego czasu.
I nie żałuję. Rzeczywiście atmosfera tych opowiadań jest magiczna, tak jakby ktoś zrobił przydymione zdjęcie lub filmował pod słońce. Kojarzy mi się z obdrapaną ścianą starego, rodzinnego domu, skrywającego tajemnicę. Trochę taką jak z mojego obrazu, który pokazywałam wczoraj, a który powstał w ostatnim tygodniu. Tego, który na poniższym zdjęciu jest na dole.
Na razie przeczytałam dwa spośród 10 opowiadań zamieszczonych w tym zbiorze. Można powiedzieć, że są to zwykłe, proste historie, takie z codziennego życia, ale zawierają emocje i choć nie kończą się dramatycznie, to jednak pozostają w głowie i zmuszają do myślenia.
A w czasie pleneru, tego najbardziej wyjątkowego czasu w roku, powstały prawie dwa obrazy. Ten ze ścianą jest już skończony, ale drugi z nich, z rowerem jeszcze nie. W sumie to cały rower i oczywiście twarz są jeszcze do dokończenia.
Zapraszam serdecznie na Środy z książką i dodawania linków do swoich wpisów.
Post udostępniony przez makneta workshop (@makneta_workshop)
Randki artystyczne powinniśmy odbywać przynajmniej raz w tygodniu. Najlepiej zarezerwować sobie godzinę lub nawet dwie, by spędzić je po prostu ze sobą.
Jeśli na chwile się choć zatrzymamy w naszym pędzie i zaczniemy wsłuchiwać się w nasze myśli, szybko się okaże, że wiele z nich ma negatywne konotacje. Nasza podświadomość cała jest wypełniona hasłami, które wtłoczyli nam rodzice, nauczyciele, znajomi, a także telewizja czy internet.
Czym będzie się różniło to od Wspólnego Dziergania i Czytania?
Większą dowolnością tematów.
Głównym wyznacznikiem są książki.
Czyli piszemy o książkach, które czytamy.
I o czym jeszcze?
O czym tylko chcecie.
Zawsze można było, ale niektórych być może powstrzymywał tytuł. Mnie samą powstrzymywał tytuł i to iż sprofilowałam sobie bloga na takiego o dzierganiu, a dzierganie ostatnio u mnie tylko z musu.
Pamiętajcie proszę, że nie jestem blogowym policjantem i nie decyduję jaką część swoich kreatywnych pasji i hobby możecie wrzucać w linkach, o ile we wpisie jest nawiązanie do czytanej książki. Tak, chciałabym przyczynić się do rozwoju czytelnictwa w Polsce. A co!
I oczywiście w waszym wpisie powinien być link do mojego wpis z aktualnego tygodnia. Jak zawsze powtarzam, czym nas więcej tym weselej. Nie przyłączajmy się do grona malkontentów biadających nad poziomem czytelnictwa w PL, tylko zachęcajmy swoim przykładem innych do czytania.