Miałam dzisiaj troszeczkę jeżdżenia po mieście. I oczywiście "podrasowałam" samochodzik. Odbierając Julka z zerówki wjechałam tyłem w zaspę śnieżną, która przykrywała wysoki krawężnik i krąg. Wbiłam zderzak w bagażnik, urwałam rurę wydechową. Na szczęście miły pan na parkingu oraz pan konserwator ze szkoły pomogli mi zaczepić rurę za pomocą drucików i mogłam dojechać do domu. Prawdziwe straty zostaną stwierdzone dopiero jutro, na warsztacie.
Buuuuuuuu, za miesiąc 13 nie wyściubiam nosa z domu.
To miałaś faktycznie pecha :(
OdpowiedzUsuńmój mąż ten zimy zbił tylnie światło też przy cofaniu, przez te śniegi nie dość, że nic nie widać, to nie wiadomo też co pod nim się kryje ... mam nadzieje, że Twoja szkoda nie będzie zbytnio kosztowna :)
OdpowiedzUsuńA to rzeczywiscie pech. Mam nadzieje, ze nie bedzie zbyt kosztowny i ze reszta tygodznia uplynie bardziej pomyslnie.
OdpowiedzUsuń