Ten okres około świąteczny jest u nas zawsze bardzo rodzinny, bo oprócz Bożego Narodzenia i Sylwestra / Nowego Roku, świętujemy jeszcze urodziny Julka (28 grudnia) - w tym roku już 12-ste, imieniny teście (30 grudnia) oraz imieniny/urodziny mojego ojca (1 stycznia). Wszystko to świętujemy tylko w najbliższym gronie, więc na luzie i bez spięć. Tak samo Sylwester - wieczór spędziliśmy na miejskim Sylwestrze, ale ze względu na muzykę typu disco polo nie wytrwaliśmy zbyt długo. Najbardziej zadowolona z wyprawy była oczywiście Judyta.
Miałam ze sobą tylko aparat w telefonie, więc nie udało mi się uchwycić pięknie wyglądającego placu - fontanny z oczywistych powodów nie działają, ale inne dekoracje i podświetlone budynki wokół placu wciąż sprawiają, że miejsce to się podoba mieszkańcom. Następnym razem wybiorę się na wieczorny spacer z aparatem.
Strasznie się starałam zwiększyć liczbę przeczytanych w zeszłym roku książek do 33, ale jednak "Ciemne sekrety" udało mi się skończyć dopiero 1 stycznia. Czuję się wciągnięta w przygody pana Bergmana, szczególnie dzięki zakończeniu. Tak mnie tylko zastanawia co jest z tymi Szwedami? Camilla Lackberg cały czas opisywała wygląd wszystkich domów i pomieszczeń z detalami typu koronkowe serwetki, z kolei duet pisarski Michale Hjorth i Hans Rosenfeldt mają fioła na punkcie porządku. Wszystkie ich opisy wnętrz skupiają się na porządku lub jego braku.
"Łukowate wejście z lewej strony wiodło do lśniącej czystością kuchni. Noże przyczepione do magnetycznego uchwytu na ścianie. Elektryczny czajnik na stoliku. Na śodku stołu solniczka i pieprzniczka. Poza tym wszystkie powierzchnie były puste. Czyste."
"Żadnych naczyń na blacie, żadnych okruchów na podłodze, wszystko puste i czyste. Czarna ceramiczna płyta kuchenki nie miała ani jednej plamki, tak samo jak kuchenne szafki."
"Dom wyglądał naprawdę strasznie. Stosy bielizny do prasowania. Stosy brudów do prania. Kurz. ..."
Ale nie myślcie, to nie jest książka o sprzątaniu, a raczej o poświęceniu, odtrąceniu, braku miłości, stracie najbliższych, w tym dziecka.
Moja następna lektura też dotyczyła straty najbliższych i próbie radzenia sobie z rzeczywistością. Bohaterka "Światła na śniegu" opowiada historię, która wydarzyła się, gdy ona sama miała 12 lat. Wcześniej straciła matkę i młodszą siostrą, a jej ojciec postanowił porzucić dawne życie i wyjechać z Nowego Jorku na północ, odciąć się od świata i żyć tylko z pracy własnych rąk. W czasie zimowego spaceru tuż przed Bożym Narodzeniem Nicky i jej ojciec znajdują porzuconego na śniegu noworodka, a następnie w ich domu zjawia się młoda dziewczyna. Polecam. Ta książka była na mojej liście z wyzwania 12 książek w 12 miesięcy i w ten o to sposób książkę styczniową już mam "zaliczoną".
I dodatkowo bardzo podoba mi się jej okładka.
A sobotę spędziliśmy w podróży i na Pucharze Polski w Darcie Angielskim w Olsztynie. Oczywiście nie mogłam zapomnieć o robótce.
Sama gra poszła mi raczej słabo, bo ugrałam tylko 1 lega - czyli wygrałam tylko 1 rozgrywką w dwóch meczach, a graliśmy do 3 wygranych. Oj muszę się wziąć za grę, muszę ;-)
W tym tygodniu odkryłam też dla siebie super kosmetyk - łagodzący krem pod oczy firmy Sylveco, w którego składzie są chaber bławatek, świetlik łąkowy i brzoza biała. Ponieważ moją bolączką od dawna są sińce pod oczami, to szukałam właśnie czegoś co odrobinę je zmniejszy, delikatnie wygładzi zmarszczki i to był strzał w dziesiątkę.
Poza tym wracam do krótkich przeglądów linków tygodnia.
I na pierwszy ogień leci wpis Life Managerki o tym Jak zmotywować się do aktywności zimą, bo ja oczywiście jak tylko powiało chłodem zaprzestałam ruchu - przecież zimą jest zimno.
Poza tym jeśli chciałybyście wstawić na blogu galerię swoich zdjęć z Instagrama to zajrzyjcie do Beaty z Vademecum blogera po świetny (jak zawsze zresztą) tutorial.
I jeszcze inspiracja na druty czyli szalik Tendril Scarf - wzór darmowy do 15 stycznia.
I jeszcze 7 postanowień "urodowych", czyli rzeczy o których warto pamiętać w codziennej pielęgnacji - współgra z moim postanowieniem, by nauczyć się sztuki makijażu do pracy.
Wyglądasz promiennie, nareszcie uśmiech, a szalik obłędny już biegnę po wzór.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Jak zrobisz szalik to koniecznie się pochwal na blogu. Mi się też podoba, ale nie wiem jeszcze czy się za niego zabiorę.
UsuńPrawdziwa dziergająca nawet poza domem nie zapomina o drutach! *^O^*~~~
OdpowiedzUsuńU Murakamiego są takie rozbudowane opisy czynności, bohater wstaje rano i zaczyna robić różne rzeczy w domu, bardzo mi się to w książkach podoba, nie wiem dlaczego. ^^
Może to lepsze niż długaśne opisy przyrody. Muszę znowu coś przeczytać Murakamiego - koniecznie.
UsuńDruty dobre wszędzie. :) Miło oglądać jak się uśmiechasz, oby jak najczęściej!
OdpowiedzUsuńMi brakuje jakiejś pasji bardziej aktywnej, ale takiej prawdziwej, do której chciałoby mi się wstawać i praktykować jak najwięcej- tylko jak to znaleźć?
Najlepiej znaleźć towarzystwo do tej pasji, wtedy jest dużo łatwiej. Mój mąż gra od dawna, ale mnie wciągnęła atmosfera i ludzie, z którymi zwykle gra. Tak samo z jeżdżeniem na rowerze - zupełnie mnie do niego nie ciągnęło dopóki nie poznałam Wioli z All shades of blue - ona dużo jeździ i także biega. Może ktoś z twoich znajomych zajmuje się sportem?
UsuńJeszcze raz dziekuje i pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńDart - grał mój brat, gra i nagrody zdobywa brat szwagra.
OdpowiedzUsuń