Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Motywacja do odchudzania

Mam na imię Magda i jestem czekoladohoikiem.

Od wielu lat miałam już więcej kilo niż chciałabym, ale która z nas jest zadowolona ze swojej wagi. Dopiero po powrocie z Warszawy wzięło i przytyło mi się 18 kg w ciągu zaledwie 2-3 miesięcy. Miałam doła, a poza tym dramatycznie zmieniłam tryb życia:
Po pierwsze przestałam karmić piersią mojego smoka;
Po drugie najdłuższą trasą jaką pokonywałam było przejście na drugą stronę ulicy do sklepu, a i to rzadko, bo nie miałam siły ruszać się z domu.
Widziałam, że źle wyglądam, zwiększył mi się rozmiar z 40/42 do 44/46. Ale nie robiło to na mnie różnicy.
Co mnie zmotywowało by w zeszłym roku zacząć batalię z kilogramami
1. wizja powrotu do pracy - co niektórzy śmiali się, że dzieci będą mnie pytały o wf, bo nie będę w stanie nałożyć na siebie niczego innego niż spodnie dresowe.
2. mam dość tego, że wszyscy patrzą na mój wystający brzuszek z pytaniem, a ty znowu w ciąży? w dzisiejszych czasach tyle dzieci to patologia i skrajna nieodpowiedzialność!
3. od zeszłego roku marzę o wydzierganiu sobie sukienki znanej przez dziewiarki jako Escada Sport
O takiej o to:

4. bolą mnie nogi od nadmiaru kilogramów, mam skłonności do żylaków, a latem to już po prostu masakra jest.

Niestety z motywacją u mnie jest krucho. Czasami wystarczy zapach, czasami informacja, że koleżanka, która pięknie i szybko traci na wadze zawsze w chwili napadu apetytu sięga po papierosy (nigdy nie paliłam). Częściej po prostu stres, ból głowy, chęć poprawienia sobie nastroju - u mnie do tej pory niezawodnym sposobem na to była czekolada. Teraz muszę sobie znaleźć inny sposób.

Od dzisiaj zaczęłam etap II fazy oficjalnie - czyli 5 dni diety proteinowo-warzywnej. Miałam pociągnąć na samych proteinach do środy, ale dzisiaj strasznie, ale to strasznie zachciało mi się pomidorów. Poza tym znudziły mi się już wszystkie produkty do tej pory zjadane, a jak na złość chciało mi się jeść. Wypiłam morze wody i coli.
Jutro mam zamiar przygotować kurczaka z kolendrą i miętą. Świeże zioła już w pogotowiu.

10 komentarzy:

  1. A ja mam na imię Ewa i jestem niekonsumującym czekoladoholikiem ;-)))
    W czekoladzie jest składnik o bardzo długiej i dla mnie nie do zapamiętania nazwie, który tylko jednym wiązaniem różni się od amfetaminy. I to cholerstwo działa bezpośrednio na ośrodek przyjemności w korze mózgowej. I uzależnia. I nikt nas nie rozumie. Jak w nocy pójdziesz do sąsiada po ćwiartkę, to da i nawet potowarzyszy. A jak zechce ci się w nocy czekolady... umrzeć przyjdzie w samotności albo wśród drwin tłumu...
    Od 9 lat nie sięgam po czekoladę jeśli jest mało ludzi i dużo czekolady (jak jest mało i wiem, że nie będzie dokładki - biorę). W sklepach nie widzę półek z czekoladą. Jestem na odwyku - tak mówię do ludzi i już zaczyna działać.
    Pozdrawiam i życzę sukcesów, Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Magda, mogłybyśmy sobie podać ręce.
    Kiedy przestałam karmić Smyka tyłam w tempie 1 kg/tydzień.
    Lodów czekoladowych potrafię zjeść całe opakowanie (ok. litra) za jednym posiedzeniem. Po Michałkach przywiezionych przez męża z Poslki już nie ma śladu. Czasami wydaje mi się, że od samego patrzenia na słodycze tyję.
    Dlatego wspieram Cię duchowo w twojej walce ze zbędnymi kilogramami. To także i mnie motywuje.
    Pozdrawiam,
    Motylek

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, mam na imię Kasia i także jestem czekoladoholikiem:) Mogę ją jeść na okrągło, jak jestem zmęczona, jak mam zły humor. Tylko ja mam w porównaniu z wami odwrotny problem, oprócz czekolady mogłabym nic innego nie jeść, chętnie przygarnęłabym od was zbędne kilogramy, bo przestaje lubić zaglądać do lustra. Wszystko wisi jak na wieszaku. Zrzucić wagę to dla mnie pestka, przytyć to nie lada problem, chyba dlatego, że nie lubię gotować, ani jeść.

    OdpowiedzUsuń
  4. no to trzymam kciuki zebyś wytrwała, wiem jakie to trudne bo walczyłam z tym w tamte wakacje ;)
    zero chleba, zero słodyczy, same gotowane warzywa i owoce oraz dużo wody :) dodatkowo pływalnia 3 razy w tygodniu i siłownia w pozostałe 3 dni, nie było lekko ale tygodniowo chudłam kilogram, teraz też lekko naszło po zimie ale już jest łatwiej :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam na imię Marta i jestem...chipsoholiczką.
    Czekoladę lubię, owszem,ale jem tylko dla zaspokojenia tzw. pypcia.
    Za to chipsy jadłabym na okrągło. Wiem że to gorsze od słodyczy, bo nerki od nadmiaru soli wysiadają, dlatego je ograniczam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja to Cię podziwiam za to, że coś z tym robisz... ja nie mam odwagi...
    i samozaparcia...

    kurcze jak ja wiem co czujesz...
    mam nadzieję że Ci się uda

    Ściski
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Nazywam sie Anka . Uzalezniona jestem od jedzenia w całości, od słodyczy jeszcze bardziej.
    Walcze z tym z róznym szczęściem. Nie mam silnej woli.
    Obecnia forma walki - herbata YERBA MATE. Podobno zniechęca do słodkiego. Po dwóch dniach kuracji nie zauważyłam. Trzyma kciuki i wspieram.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam na imie Iwona:))))
    Lubie jeść, niestety, uwielbiam smakować, delektować się, próbować.
    Choc nie mam też problemu z niejedzeniem - szczególnie gdy jestem bardzo zajęta. Gdy rodziny nie ma, nawet sobie nie gotuje, co więcej nie zajadam sie słodyczami, czekolada??? Nie przepadam.
    I co z tego??? TYJĘ!!!!
    Magda, jesteś fajna, jesteś miła, jesteś świetna, mimo swoich "nadwyzkowych" kilogramów - to myslenie pozytywne:)), pomaga, stwierdzam szczerze:))))
    A na dietę kiedyś "dojdę":)))
    I znowu sie "pokatuję", co mi tam...

    OdpowiedzUsuń
  9. Też kiedyś odchudzałam się "na sukienkę". Poskutkowało, dopóki znów nie zaszłam w ciążę... Trzymam kciuki!
    Napisałam do Ciebie maila. Jeśli znajdziesz czas, odezwij się.
    Ela

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzymam kciuki za trwanie w postanowieniu :-) Jednak wiem, że tyje się nie tylko od nadmiaru czekolady, czy innych słodyczy...Według mnie każdą próbę odchudzania powinno się zacząć od wizyty w poradni metabolicznej, gdzie pomagają skorygować naszą dietę .

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarz!