Ostatnio spotkały mnie dwie zabawne sytuacje. Tak naprawdę to nic wielkiego i tylko jedna związana jest z robótkami. Dlaczego o tym piszę, nie wiem, pewnie dlatego, że zwykle wywołałyby one moją złość, ale po ostatnich szkolnych stresach, doprowadziły mnie do śmiechu tylko.
Po pierwsze, musiałam gonić samochód.
Zostawiłam na luzie auto, zaciągnęłam ręczny hamulec i poszłam zamykać bramę. Zrobiłam parę kroków, kiedy odwróciłam się samochód toczył się wprost na chaszcze. Udało mi się go dogonić zanim stało się coś poważnego ;-).
Ręczny hamulec nie zadziałał, mój mąż twierdzi, że to dlatego, że już dawno linka została zerwana - tuż po naprawię zresztą - ponieważ mam zwyczaj ruszania z miejsca, bez zwalniania hamulca. Ale tym razem ja się nie przyznaję.
Po drugie, miałam drobne zamieszanie z paczką od Uli z Zamotane.pl
W piątek Ula napisała mi maila, że paczka została wysłana, czekałam w sobotę - nic, w poniedziałek - nic. Oczywiście całą rodzinę postawiłam na nogi, że czekam na paczkę.
We wtorek dzwonek do drzwi - mąż otworzyła, ja byłam w zupełnie innej części domu. Paczka odebrana, ale jakaś dziwna taka. No żesz, przecież nie zamawiałam, aż tylu włóczek, żeby dostać ogromny karton. Patrzę na adresata, a tam jakaś sklep ze sprzętem medycznym. No ładnie, a gdzie moje włóczki????????????? Znalazłam w internecie telefon do tej firmy, dzwonię i mówię Pani o zaistniałej sytuacji i żeby w razie czego odesłała do mnie listonosza.
Po chwili dzwonię też na pocztę, by dowiedzieć się o numer telefonu listonosza lub żeby oni powiadomili listonosza o zamianie przesyłek.
Cały czas tylko myślę o swoich kłębuszkach włóczki ;-)
Na szczęście w ciągu kilku minut paczka jest już w moich rękach. Postawiłam na nogi pół miasta, a pan w połowie drogi się sam zreflektował, że nastąpiła pomyłka.
A co kupiłam? Niewiele niestety.
Zdjęcia włóczek będą ze strony Uli, bo nie mam ostatnio dostępu do aparatu.
6 motków turkusowej Loreny
na taką bluzeczkę
z Twist Collective
oraz 5 motków Naturel Cotton
na sweterek zwany Que Sera
z Knitty Spring+Summer 2010
Poza tym wzięłam 2 motki Virginii seledynowej, która jest totalnie inna niż zeszłoroczna. Po pierwsze kolor ma brudny, po drugie jest cieńsza, po trzecie jest jak sznurek. A tak się cieszyłam, że jest ten kolor, bo chciałam aby moja serweta byłą naprawdę duża. Teraz nie wiem co będę z niej robiłam.
Echa komentarzy
Wiadomo, nauczyciele są różni, sama jestem nauczycielem i to na pewno nie takim super, hiper. Z tym, że moje doświadczenia życiowe tak mnie kształtują, że szukam metod pracy z dziećmi, tak by je zachęcić do nauki, okazać życzliwość, podwyższać poprzeczkę stopniowo.
Nigdy nie poznałam od podszewki innych systemów edukacji niż polski, ale myślę sobie, że coś jest z nim nie tak, skoro do ucznia i jego rodzica podchodzi się jak do natręta. Poza tym nie podoba mi się powszechnie stosowana metoda językowców - Don't smile before Christmas i udowadnianie, że lepszy nauczyciel to ten, który więcej jedynek postawił - to znaczy, że jest surowy, wymagający. No przecież, nie może to znaczyć, że jego metody pracy są do niczego. Od lat wiadomo, że dobre oceny z języków, mają albo bardzo zdolne dzieciaki (takich nie mam), albo takie które chodzą na korepetycje (moje nie chodzą).
Wychodzę z mylnego chyba jednak założenia, że to w szkole mojemu dzieciakowi należy wytłumaczyć gramatykę, określić słówka do nauczenia się, pokazać metody uczenia się, tak żeby w domu mógł sobie to wszystko sam utrwalić. Z tym utrwalaniem jest różnie, ale jeśli słyszę od dzieciaka, że prosił Pani, by wyjaśniła jakieś zagadnienie jeszcze raz, a ona odpowiada, że nie zrobi tego, bo on powinien był uważać, to mi ręce odpadają. Gdybym chciała sama uczyć dzieciaka, to po co posyłam go do szkoły, może lepiej postawić na homeschooling (w Polsce to walka z wiatrakami, bo władza lepiej wie co jest potrzebne dzieciom).
Jeśli chodzi o nauczycieli w szkole specjalnej, to oni po prostu wiedzą, że ich podopieczni mają duże ograniczenie, a rodzice nie rzadko wkładają bardzo dużo wysiłku w codzienność, w to by każdego dnia dziecko miało zapewnioną właściwą opiekę. Zdają sobie sprawę, że dla takiego dziecka np. nauka jedzenia łyżką jest wyzwaniem, sygnalizowanie potrzeb fizjologicznych to bardzo duże osiągnięcie i wiedzą, że każda najmniejsza umiejętność to duży sukces.
Nauczyciele dzieci w normie intelektualnej cieszą się tylko z olimpijczyków, a dyslektyk, któremu trzeba dostosować wymagania to naciągacz i leń.
Co do dalszego prowadzenia bloga. Nie umiem zrezygnować z niego, ale wiem, że powinnam trochę przystopować. Ostatnio córka z zazdrości zniszczyła mi cały prawie kłębek włóczki. Jak pracuję nad nowym projektem, to niestety troszeczkę próbuję znaleźć dziecku inne zajęcia (tak jak teraz podczas pisania) bez mamy, ale jakoś tak jest, że wtedy Judytka potrzebuj mamusi najbardziej. I w rewanżu córeczka rozwaliła motek, dobrze, że nie spruła mi rękawa, który był doczepiony do motka. Chyba jednak wie, na ile sobie może pozwolić, by nie doprowadzić do afery.
Monotema, tkaitka, barbaratoja, Cyrylla, Ivalia, Beata, largetto, Jaga, AgnieszkaMD, urszula97, bardzo Wam dziękuję za komentarze pod wpisem Odsapka od blogowania. Cieszę się, że zaglądacie i że macie dla mnie miłe słowo.
Życzę wszystkim miłego dnia.
Projekty wybrałaś fantastyczne , włóczki tez , na ta druga tez mam ochotę .
OdpowiedzUsuńWierzę, że Twoje robótki będą tak samo śliczne. A włóczek pozazdrościć. Czemu ja się tak czepiłam Kotka i Elianu, Elianu i Kotka.Do znudzenia...
OdpowiedzUsuńsuper włóczki, , projekty bardzo ciekawe, a lato tuż, tuż, chyba musisz brać sie ostro do pracy :D, a co "naszego nauczania" to az sie boję, jak moje dzieci do szkoły pójdą :(
OdpowiedzUsuń1. Moje dziecko też NAJBARDZIEJ mnie potrzebuje właśnie wtedy, kiedy chciałabym cokolwiek zrobić na komputerze. I nieważne, że 3 sekundy wcześniej tak był zaabsorbowany jakimś zajęciem, że nawet nie słyszał, że coś do niego mówię.Włączenie komputera uruchamia jakiś czujnik w Smyku!
OdpowiedzUsuń2. Na temat nauczycieli można by pisać i pisać. Samam iałam najróżniejszych, sama też wiele lat uczyłam, języka obcego właśnie. Niestety, wielu ludzim, niezależnie od wykonywanego zawodu, trudno przełamać swój, często paskudny charakter, naleciałości z przeszłości, wychowania, brak manier, etc. Jednym słowem wychodzi z nich ich prawdziwa natura. Tylko, że o ile my dorośli jakoś sobie radzimy z niemiłą panią w okienku na poczcie, to bardzo przykre jeśli przychodzi czegoś takiego doświadczać naszym dzieciom.
Zdumiewa mnie odpowiedź tej pani na prośbę o ponowne wytłumaczenie. Tłumaczy się tyle razy, ile jest to potrzebne, tym bardziej, jeżeli uczeń sygnalizuje, że jest.
3. Ładne sweterki masz w planach! Ja ostatnio staram się ograniczać zakupy po przeprowadzeniu remamentu w domu - aż się za głowę złapałam jak zobaczyłam jakie mam zapasy! Teraz muszę tego trochę wyrobić.
Pozdrawiam z zasnutego deszczem Oregonu,
Motylek
oba projekty mi się bardzo podobają :)
OdpowiedzUsuńOj ciekawie się u Ciebie dzieje...;-) Historia z samochodem mnie rozbawiła...:-D Czasami widuję właśnie ludzi goniących swoje samochody... Co do systemu nauczania powiem krótko... Nic się nie zmienia... Jak ja chodziłam do szkoły to jak ktoś sam nie potrafił się nauczyć to nauczyciele mu niewiele pomogli... Wcale się nie dziwię, że tyle osób potrzebuje korepetycji... Dzici boją się prosić o wytłumaczenie kolejny raz czegoś lub boją się przyznać, że czegoś nie potrafią... Szkoda tych dzieci, bo w normalnych warunkach (tzn w domu bez krzyczącego nauczyciela) dają sobie dużo lepiej rade...
OdpowiedzUsuńPiękne rzeczy się szykują :-)
OdpowiedzUsuńLinkę może wymień, bo ręczny czasem się może przydać ;-)
Bloga nie zawieszaj - w końcu to Twoja odskocznia od trudów życia codziennego :-)
I smutno by było bez Twoich wpisów.
U mnie jest jak u Motylka :)) Tylko włączę komputer, Igorek już jest przy mnie i zaczyna przeszkadzać. No i jak próbuję szyć na maszynie, to też. Szczególnie paluszki kładzie, gdzie nie wolno i kręci wszystkimi pokrętłami. A i włóczką lubi rzucić ;) Jak widzisz, nie jesteś sama :)) Sandra jak była mała to też reagowała dopiero jak coś zaczynałam robić :))
OdpowiedzUsuńO nauczycielach więcej się wypowiem, jak moja dziewczynka pójdzie do szkoły. Ale sytuację, że nauczyciel nie chce uczniowi powtórzyć tego, o czym mówił wcześniej, uważam za nie do przyjęcia.
No, to miałaś ostatnio przygody hihi. Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło :).
OdpowiedzUsuńTeraz będę czekać na nowe prace z nowych włóczek :).
Mała wie jak przykuć uwagę mamusi hihi.
Linkę wymień koniecznie, kiedyś życie mi uratowała!!!
OdpowiedzUsuńsamochód tez kiedys goniłam. Nie dogoniłam bo z górki było, a "po drodze" znak drogowy sobie stał. Dzięki niemu auto się zatrzymało, ale maska wyglądała dziwnie...:P
Jakoś nie miałam ochoty wtedy na usmieszek, dziś mam radochę:)))
O nauczycielach - długo by gadać, myślę podobnie:>
Dzianinki - szykuja się świetne:) Ja tylko mogę pozazdrościc i popodziwiac u Ciebie:))) Pozdrawiam serdecznie