Szukaj na tym blogu

środa, 1 lutego 2017

WDiC - ulubione książki dzieciństwa

Trochę przez przypadek zaczęłam czytać "Dziewczynę w walizce".  Od dawna planowałam przeczytać "Dziewczynę z pociągu" i kiedy patrzyłam na swoją półkę w Legimi szukając czegoś do czytania, to rzuciła mi się na oczy "Dziewczyna" tyle, że nie doczytałam całego tytułu. 
Historia w tej książce jest trochę dziwaczna i czytając ją czuję odrazę, ale powoli brnę dalej, bo jednak jestem ciekawa jak potoczy się ta opowieść. 

 

Ale ostatnio głównie oddaję się malowaniu. Odkryłam na nowo akwarele. Tak naprawdę to uczę się podstawowych podstaw. Kiedyś już malowałam akwarelą, ale widzę, że to było poruszanie się po omacku, bo nawet nie wiedziałam jak operować pędzlem. Wciąż umiem niewiele, ale malowanie zwykłych listeczków sprawia mi tyle frajdy, że nie mogę się powstrzymać. To tak jak z dzierganiem - "Jeszcze tylko jedno oczko i już kończę"...

Oprócz listeczków  próbuję też ilustracji. Jak to zwykle bywa całkiem przypadkowo na fb znalazłam grupę wyzwaniową - 52-week illustration challenge, która właśnie zajmuje się ilustracjami. Tematem minionego tygodnia była "Ulubiona książka z dzieciństwa". 

Jak tak bardziej się zastanowić, to mimo iż lubiłam książki, to nie znosiłam wielu popularnych książek. I na każdym etapie miałam raczej jedną, maks dwie ulubione lektury.

Jako maleńki kajtek zaczytywałam się w krótkiej poczytajce Joanny Papuzińskiej "Agnieszka opowiada bajkę".  Moja mama zwykle przytacza anegdotkę o tym jak wprawiłam ciotkę mojej mamy w osłupienie, gdy jako berbeć w wieku ok. 2,5 lat siedziałam z tą maleńką książeczką przed sobą, czytałam głośno dokładnie słowo po słowie tak jak było napisane w tekście i ciotka uwierzyła, że umiem czytać. Wiem, że to nie jest rzadkie, dzieci często zapamiętują swoje ulubione bajki. A mi ta bajka towarzyszyła również i w dorosłym życiu, ponieważ bardzo często opowiadałam ją moim  dzieciom jak były małe. 

I moje ilustracja do jednej ze scen z książki. Do mojej ulubionej, zawsze kojarzy mi się z radiem mojego taty - taką podłużną skrzynką z lat 70-tych z zielonym jak kocie oko światłem.


Kiedy szłam już do szkoły, to moja ulubioną lekturą były "Dzieci z Bullerbyn". Można powiedzieć, że na nich rzeczywiście uczyłam się czytać. Pamiętam, że mój egzemplarz był mocno zczytany i z czasem gdzieś się zapodział - pewnie mania porządkowania mojej mamy zadziałała. Tak więc jak tylko ukazało się kilkanaście  lat temu wznowienie w twardych okładkach to od razu musiałam sobie ją kupić.

Za to od czwartej klasy byłam fanką Ani z Zielonego Wzgórza.  Tak ją kochałam, że marzyłam o marchewkowych włosach i piegach i pewnie ona też jest winna temu, że zostałam nauczycielką. Chciałam być taka jak Ania, odważna, obdarzona bogatą wyobraźnią i łatwo zjednująca sobie przyjaciół. Zaczytywałam się w Ani raz po raz, aż do 8 klasy, gdy zakochałam się w Małym Księciu. 


 Ale o tych późniejszych lekturach to może innym razem będzie. 

A jakie były wasze ulubione książki z dzieciństwa?

Zapraszam na 






   

   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie dziękuję za komentarz!