Po "Klub Miłośniczek Czekolady" autorstwa Carole Matthews oczywiście sięgnęłam ze względu na kuszący tytuł i okładkę, której trudno się oprzeć. W końcu należę do klubu Anonimowych Czekoladoholików.
Główną bohaterką jest Lucy Lombard, niezbyt pracowita sekretarka (przypominała mi przez to bohaterkę Dziennika Bridget Jones) na zastępstwo pracująca w szowinistycznej firmie, mająca szalenie przystojnego szefa, a oprócz tego, a może przede wszystkim faceta, który nie lubi zobowiązań i który oczywiście łamie jej serce. Lucy uwielbia czekoladę i zawsze w biurku lub torebce ma cały zapas Twixów i M&Msów, a na lunch oraz spotkania z przyjaciółkami zawsze chodzi do Czekoladowego Nieba, w którym zajada się ręcznie robionymi pralinkami.
Czekoladowe Niebo to siedziba Klubu Miłośniczek Czekolady. W tym właśnie miejscu Lucy poznała pozostałe członkinie sekty: bogatą, samotną i nieustająco miłą Autumn Fielding, młodą, niespełnioną matkę Nadię Stone oraz kobietę sukcesu Chantal Hamilton, która ma problemy ze swoim beznadziejnie bogatym i przystojnym mężem.
Początkowo jakoś ciężko było mi się wciągnąć w perypetie kolejnej czwórki papużek nierozłączek (odkąd świat podbił "Seks w wielkim mieście" w większości babskich książek pojawiły się kwartety), szczególnie że zaczynało się klasycznie od zemsty zdradzonej kobiety. Jednakże już po kilkunastu stronach zaczęłam się wczuwać w klimat historii, a przede wszystkim zaczęłam się odprężać i chwilami śmiać się głośno w czasie czytania. I w rezultacie po dwutygodniowych podchodach przeczytałam 400 stron w jedno popołudnie.
Tak więc jeśli szukacie lektury łatwej i przyjemniej, pomagającej się odprężyć, która wbrew pozorom nie zmusza do ciągłego sięgania po coś słodkiego to polecam "Klub Miłośniczek Czekolady", aczkolwiek nie sądzę, żebym była aż taką fanką by sięgnąć po kontynuację czyli "Dietę Miłośniczek Czekolady".
A do lektury na #słodkiwieczór proponuję bajaderki.
,Wiem noc już ciemna, ale
można przygotować je z rana i wieczorem oddać się słodkiej lekturze
przy deserze.
Początkowo
chciałam zrobić własne czekoladki, ale troszkę zniechęciło mnie
poszukiwanie (oczywiście poszukiwanie w moim własnym domu, bo wiem, że
kupiłam, ale nie pamiętam gdzie je schowałam) odpowiednich (czyli silikonowych) foremek.
Bajaderki robi się bardzo szybko, z półproduktów. Moja porcja jest dość spora, bo straszne łasuchy z nas są.
Składniki:
* 2 opakowania biszkoptów (po 120g) - mogą też być herbatniki
* 30 - 50g masła
* tabliczka gorzkiej czekolady
* bakalie
* słoik (250ml) dżemu niskosłodzonego
* wiórki kokosowe lub posypka czekoladowa do obtoczenia kuleczek
Wykonanie:
* Biszkopty pokruszyć - moje zostały pokruszone prawie na proszek
* Masło rozpuścić w garnuszku, zdjąć z ognia i dorzucić połamaną czekoladę. Mieszać aż czekolada się rozpuścić
* Do pokruszonych ciastek dodać rozpuszczoną czekoladę, dosypać bakalie i wymieszać wszystko z dżemem
* Z masy uformować kuleczki, obtoczyć w wiórkach lub posypce (możne też użyć drobno posiekanych orzechów) i wstawić na co najmniej 30 minut do lodówki.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz!