Nawet nie wiecie jakie to miłe uczucie. Pisząc poprzedniego posta nie liczyłam, że spotka się z tak miłą reakcją z waszej strony. Nie liczyłam, że ktokolwiek jeszcze tu zagląda i do tego będzie chciał wesprzeć mnie radą i swoim doświadczeniem. Dziękuję Wam bardzo.
Jak mi idzie odgruzowywanie?
Tak naprawdę to robię na razie to co najłatwiejsze. Wyrzucam oczywiste śmieci. Pozbyłam się sporej ilości przetermionwanych przypraw, dziwnych sosów z lodówki i kilku opakowań mieszanek ciast (akurat jeśli chodzi o jedzenie to gdy nie chce mi się gotować robię potrawy "nawinie", więc tu za dużo wyrzucania nie było). Nie zastanawiam się jeszcze nad przedmiotami użytkowymi, a jedynie pozbywam się plastikowych lub metalowych opakowań. Nazbierałam 3 120 litrowe worki pudełek po lodach, wiaderek po serach, kapuście czy ogórkach, puszek po kawie i po mleku dla niemowląt (a moja najmłodsza córka ma już 12 lat). Pudełka po lodach oczywiście zbierałam by wykorzystywać je do mrożenia jedzenia, a puszki były swego czasu zbierane przeze mnie, by ozdabiać je decoupagem, czego nigdy się nie doczekały, niestety. I utknęłam w tym swoim odgruzowywaniu, bo przydomowy pojemnik na plastiki już wypełniony po brzegi (korzysta z niego nie tylko nasza rodzina) i kolejne worki muszę trzymać w piwnicy dopóki nie przyjadą panowie odbierający śmieci.
Teraz przerzuciłam się na wynoszenie makulatury, bo w tym akurat pojemniku jest jeszcze dużo miejsca. Wyrzucam stare prace malarskie moje i dzieci (zostawiając tylko te najbardziej wzruszające), wyrzucam czasopisma. Swego czasu czasopisma były moim nałogiem, były moją świętością. Tak więc cały czas jeszcze ze sobą walczę i nie zdecydowałam się na pozbycie się stosu czasopism robótkowych czy Werandy/Country. Pozostałe wyrzucam bez skrupułów w większości nawet bez śladów chociażby przeglądnięcia. Nie lubię sprzątać papierów, ta część porządków jest chyba dla mnie najtrudniejsza. Pewnie dlatego, że muszę przejrzeć każdy niemal skrawek papieru, by nie wyrzucić jakiegoś urzędowego pisma. Oczywiście mam teczkę/teczki na taką korespondencję, ale kto by się tam przejmował szukaniem właściwej teczki, otwieraniem jej, zamykaniem a następnie stawianiem z powrotem na miejsce.
I cały czas podczas tego wyrzucania rozmyślam o ŚMIECIACH.
Do jakich śmieci mam wrzucić torebkę prezentową? Czy zawilgocony papier to jeszcze makulatura? Gdzie wyrzucić starą patelnię? A co zrobić ze starymi świeczkami urodzinowymi? Czy komplet filiżanek, któremu odpryskuje w środku szkliowo od samego patrzenia na nie po prostu wyrzucić czy przerobić na doniczki? W jakich śmieciach powinna wylądować butelka po płynie do mycia naczyć. I gdzie wylać stare środki czystości?
Odkąd weszła obowiązkowa segregacja śmieci to nie mam niby większego problemu, a w pojedyńczych przypadkach wrzucam taką podejrzaną rzecz do śmieci ogólnych. Ale co zrobić z 2 pudłami różnych przeterminowanych specyfików do sprzątania, które znalazłam w głębokim kącie spiżarni?
Nigdy wcześniej bym nie pomyślała, że ŚMIECI tak bardzo będą zaprzątać moją uwagę.
A to mój kubeł na plastiki przepełnił czarę goryczy. Nie tyle sam kubeł, co jego rosnąca w zastraszającym tempie zawartość. Niemal wszystko co kupujemy jest w plastiku. Nawet owoce i warzywa zanim włożymy do naszej płóciennej troby czy foliowej wielorazówki, najpierw trafia do woreczka foliowego. A jeśli do tego spożywamy, tak jak ja, napoje typu izotonik lub tak jak ja, kupne słodycze, to nie ma się czemu dziwić, że zbiorczy pojemnik na odpady plastikowe najszybciej wypełniony jest po brzegi.
Sprzątam, słucham audiobooka, oglądam trochę filmików o sprzątaniu i minimaliźmie na youtubie i powtarzam jak mantrę: Ja już nie chcę produkować aż tylu śmieci, za każdym razem, gdy słyszę, że rupiecie lubią wracać i że walka z nimi jest zawsze. Wrrrrrr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz!