Szukaj na tym blogu

środa, 24 lutego 2016

Czytanie z dziećmi - WDiC

* Jedną z największych moich pasji jest robienie na drutach. Próbuję to połączyć z przyjemnością czytania. Co tydzień będę zamieszczała jedno zdjęcie przedstawiające moją aktualną robótkę (robótki) i czytaną książkę.

Bardzo też lubię zaglądać na wasz blogi, by dowiedzieć się nad czym aktualnie pracujecie i co czytacie. Podzielicie się ze mną swoimi pasjami.

Zapraszam w każdą środę na wspólne dzierganie i czytanie. * 

 

Z przeróżnych aktywności i sposobów spędzania czasu z moimi dziećmi, gdy były jeszcze szkrabami, zawsze lubiłam najbardziej wszelkiego rodzaj gilgotki i tym podobne szaleństwa oraz przytulaski na kanapie czasami przed telewizorem, a tylko czasami z książką. 

Chociaż bardzo lubię książki, to jednak nie przepadam za ich głośnym czytaniem. I to nie dlatego, że mam skrzeczący głos (dzisiaj taki mam, bo akurat przeziębienie rozwinęło się w zapalenie krtani) i jestem beznadziejna w czytaniu bajek. Nawet nie dlatego, że jako nauczyciela często mnie po prostu głośne czytanie męczy. 

Problem polega na tym, że jak czytam głośno, to nie umiem schować emocji. Jeśli książka jest nudna lub mi się zwyczajnie nie podoba, to ziewam głośno co 2 zdania. Jeśli książka jest wesoła, śmieję się głośniej od dzieci. A jeśli jest smutna, to płaczę tak, że połykam litery razem ze łzami. 

Póki dziecko jest jeszcze malutkie, czy w początkach przedszkola, to książeczki są krótsze i da się jakoś przeżyć. Z czasem jednak lektury się wydłużają i głośne czytanie staje się coraz bardziej uciążliwe. Kiedy mój najstarszy syn skończył pierwszą klasę, on i jego o rok młodszy brat bardzo chcieli, żebym przeczytała im powieść Harry Potter i Kamień Filozoficzny. Udało mi się, go jednak namówić, żeby sam czytał codziennie na głos. Przez całe wakacje, co wieczór czytał sobie i bratu. Od tamtej pory  twierdzę, że Harry Potter to najwspanialsza książka pod słońcem, bo dzięki niej mój syn złapał bakcyla czytania. 

Ze średnim synem nie było już tak łatwo. Jego Harry Potter jakoś nie wciągnął i nie miał ochoty na czytanie kolejnych tomów. Wtedy też odkryliśmy magię audiobooków i razem słuchaliśmy np. Opowieści z Narnii. Podsuwałam też inne lektury, ale nie zmuszałam, nie nakłaniałam zbyt intensywnie. Skoro czytanie nie sprawiało mu przyjemności, a nie był analfabetą, to czy warto było kruszyć kopie? Wiem, że czyta, ale raczej to są książki typu "Zagadki matematyczne" lub "War of Art", a nie jakiekolwiek powieści. Cóż, ten typ tak ma.

Czytanie z Julkiem (moim trzecim synem) to zupełnie inna sprawa. Pamiętam, że jak był mały zamykałam się z nim w pokoju (na klucz) i czytałam, gdy on biegał od ściany do ściany i nie dawał się nawet na sekundę usadzić. Jeśli mówiłam jego ulubione wierszyki, śpiewałam piosenki lub jakieś zmyślone historyjki, wszystko było dobrze, gdy pojawiała się książka, zainteresowanie mną zupełnie się ulatniało. Teraz od czasu do czasu czytam mu głośno albo jakąś książkę dla dzieci lub młodzieży, albo swoją książkę lub nawet gazetę. Nie ważne jaka lektura, zazwyczaj po kilku minutach zabiera się i idzie sobie lub po prostu pokazuje mi, że mam sobie iść ze swoim czytaniem, bo on woli robić coś innego. Jeśli nie znacie jeszcze mojego Julka, to zapraszam do przeczytania bardzo krótkiego tekstu o nim, który ostatnio popełniłam pt. Kocham Cię Synku.

Od trzech lat czytam więcej niż kiedykolwiek, więc siłą rzeczy i moja córka częściej otacza się książkami. O ile te krótsze czyta sama dość chętnie, o tyle do dłuższych wciąż woła mamę. I często się tak zastanawiam, czy prawie 10-cio latka to już zawsze powinna czytać sama, czy to że domaga się czytania to przejaw niesamodzielności, czy może po prostu oznaka, że lubi spędzać ze mną czas na czynności, która jest dla mnie ważna? A jak napisałam już wcześniej, robię wszystko by wymiksować się z głośnego czytania, to stopniowo staram się nakłaniać ją do czytania książek, z którymi sama się uprzednio zapoznałam.  Bo czasami, a nawet często ważniejsza jest rozmowa, najlepiej jeśli obie strony wiedzą o czym rozmawiają. 

I dlatego czytam teraz książkę, którą mam zamiar zaproponować córce. "Wilcza księżniczka" to opowieść dla dzieci w wieku 10-14 lat, która opowiada o osieroconej Sophie, uczącej się w angielskiej szkole z internatem (to mi przypomniało Małą Księżniczkę), która  marzy o podróży do Rosji i której marzenie się spełnia. W czasie owej podróży tak naprawdę przenosi się do tajemniczego świata z opowieści czytanych jej w dzieciństwie przez ojca. Na razie nie wiem nic więcej, ale zapowiada się bajecznie. 

A Wy jak sądzicie, kiedy należy przestać czytać dziecku głośno? I czy częste głośne czytanie dzieciom jest pewnym sposobem, by zrobić z nich miłośników książek? Czy ważniejszy jest dobry przykład płynący od rodziców, czy po prostu muszą natrafić na swoją lekturę, która ich wciągnie, pochłonie i otworzy na czytanie?

A na drutach wciąż sweter. Jak na razie nie widać za bardzo, że to ma być fair isle, bo zrobiłam tylko ściągacz kolorem brązowym i zaczynam dopiero wprowadzać  pozostałe kolory. W moim przypadku chorowanie nie sprzyja kreatywnemu dzierganiu, albo dzierganiu w ogóle - niby to nie jest ćwiczenie fizyczne, a jestem zbyt zmęczona by machać drutami. 

Mam nadzieję, że dotrwałyście do końca i teraz już zapraszam Was na 

 
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie dziękuję za komentarz!