Szukaj na tym blogu
środa, 29 lipca 2015
czwartek, 23 lipca 2015
Ulubiony wakacyjny przysmak
Etykiety:
kuchnia,
spotkanie dziewiarek,
Suwałki
Latem i wczesną jesienią uwielbiam warzywa smażone, duszone, grillowane lub pieczone. Chociaż przyznaję, że nie są podstawą naszej diety, bo wiadomo - dzieci i warzywa często nie chodzą ze sobą w parzę. I tak jest niestety z moją ukochaną małą CUKINIĄ.
Ale może właśnie dlatego, gdy cukinia jest na obiad to ja mam swoje małe święto i przeżywam prawdziwe rozkosze podniebienia. Pewnie gdybym jadła ją często spowszedniała by tak jak ziemniaki.
Tym razem postanowiłam wypróbować prosty i szybki przepis znaleziony na blogu Wegan Nerd na makaron z młodą cukinią i pomidorkami koktajlowymi.
U mnie ze zwykłymi pomidorami, bo akurat takie miałam pod ręką, niestety u mnie na parapecie nie rosną pomidorki koktajlowe, ale za to mamy sporą uprawę bazylii. I ze względów Julkowej diety użyłam makaronu kukurydzianego. Nie byłabym sobą, gdybym nie dodała odrobiny sproszkowanej papryczki chilli i zrezygnowałam z posypki z suszonych płatków drożdżowych zmieszanych z płatkami migdałów. Bez tych specjałów też było super, szczególnie, że warzywa na patelni smażyły się krócej niż gotował się makaron i były lekko twarde.
Oczywiście z latem i wakacjami kojarzą mi się też truskawki. Za moich nastoletnich lat wakacje zaczynały się ciut wcześniej niż teraz, w pełni sezonu truskawkowego i właśnie zbieranie truskawek na plantacji rodziców koleżanki było moją pierwszą pracą. Najsmaczniejsze są surowe, takie prosto z krzaka ale dzisiaj w czasie babskiego spotkania miałam smaka na słodkie pierogi z truskawkami i bitą śmietaną.
Wraz z Wiolą (znaną z All shades of blue) oraz Asią, która szydełkuje, ale bloga nie pisze, byłyśmy dzisiaj na plotach bez dzieci w eleganckiej restauracji Hotelu Velvet w Suwałkach.
Ja objadałam się na słodko - pierogi były mięciutki, śmietana dobrze ubita, a dziewczyny jadły trochę bardziej konkretne dania, bo zupę cebulową i pierogi z kaszą gryczaną i kozim serkiem.
Widać, że nam smakowało, prawda?
Jak widzicie Wiola miałam już dość mnie i mojej komórki ;-)
Żałuję, że była brzydka, deszczowa pogoda i nie mogłyśmy wyjść na taras.
Mogłybyście zapytać, co to za spotkanie dziewiarek bez udziergów, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że Wiola przyszła w wełnianym !!! (w lipcu) swetrze, a ja po jedzeniu zabrałam się za dzierganie czarnej bluzeczki, o której pisałam w środę.
Dzisiejszy wpis powstał na wyzwanie na blogu Lifestylerki.
PS. Jeśli podobał Ci się ten post, bardzo proszę udostępnij go na facebooku lub w google+ lub twitnij - wystarczy kliknąć w którąś z ikonek poniżej tego wpisu.
środa, 22 lipca 2015
Wspólne dzierganie i czytanie 87
Etykiety:
książki na lato,
yarn along
* Jedną z największych moich pasji jest robienie na drutach. Próbuję to połączyć z przyjemnością czytania. Co tydzień będę zamieszczała jedno zdjęcie przedstawiające moją aktualną robótkę (robótki) i czytaną książkę.
Bardzo też lubię zaglądać na wasz blogi, by dowiedzieć się nad czym aktualnie pracujecie i co czytacie. Podzielicie się ze mną swoimi pasjami.
Zapraszam w każdą środę na wspólne dzierganie i czytanie. *
Pewnie już zauważyłyście, że w swojej dzierganej "pracy" stosuję "płodozmian", czyli muszę mieć zaczętych kilka robótek i zmieniam je co jakiś czas. Technika ta sprawia, że część robótek odchodzi w zapomnienie i powiększa stertę UFO-ków, ale też jest moim lekiem na zwątpienie i kryzys. Tym razem kryzys mój trwał od Wielkanocy, aż do ostatniego piątku. Nie mogłam dziergać, a jeśli dziergałam to z trudem jeden, dwa rządki, a jeśli nawet były chwile, że wydziergałam więcej to i tak wszystko było prute. Nie szło mi i to nie tylko z powodu ręki.
I już od dłuższego czasu rozważałam, by rzucić całe te dzierganie w diabły, spakować wszystkie zaczęte robótki oraz włóczki do pudła (raczej pudeł) i oddać molom na pożarcie, pozamykać bloga, fejsa i inne miejsca, które kojarzą mi się z robótkami i zająć się np. gotowaniem.
I tak do piątku. W między czasie skończyłam czytać książkę z ostatniej środy oraz kolejną, czyli "Pogromce lwów" (kilka słów o książce we wczorajszym wpisie). I chwilowo poczułam przesyt i znowu zaczęłam dumać nad swoim "nieszczęsnym losem" - wyciągnęłam owe pudła z włóczkami i zaczęłam przeglądać swoje skarby, gdy wpadł mi do głowy nowy pomysł na bluzeczkę. Oczywiście początkowo zapierałam się, bo ręka boli, bo mam tysiąc innych robótek zaczętych. Jednak czym bardziej się zapierałam, tym bardziej czułam, że muszę. I tak o to w piątek rzuciłam się na druty jak głupia i przesiedziałam ciurkiem kilka godzin, późno w nocy miałam tyle samo co na początku, czyli nic, ale mój pomysł się ugruntował i w sobotę zaczęłam od początku, żeby w poniedziałek znowu zacząć od początku, ale teraz już bluzeczka rośnie, a w między czasie rośnie też inna robótka, na którą ktoś czeka, bo udało mi się spojrzeć nowym, świeżym "okiem" na to co robiłam do tej pory.
Oczywiście wciąż odczuwam dyskomfort jeśli chodzi o rękę i wciąż staram się unikać komputera, bo jednak korzystanie z myszki i pisanie z rękoma w powietrzu tylko zaostrza moje problemy, ale znowu mi się chce i mam nadzieję, że na dłuższy czas skończyły się moje jęki.
A moja obecna lektura to "Maria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica" Iwony Kienzler.
Autorka prowadzi nas przez życie Marii Konopnickiej od jej narodzin w Suwałkach, poprzez dzieciństwo spędzoną w Kaliszu, następnie lata życia z mężem w nędznym dworku wiejskim i jej przeprowadzkę z dziećmi do Warszawy, gdzie stawała się znaną poetką i zarazem musiała stawić czoła zwykłej codzienności, aż po lata, w których poetka "tułała" się po Europie ze swoją przyjaciółką, malarką Marią Dulębianką (akurat do tego rozdziału jeszcze nie doszłam).
O ile życie Konopnickiej, jej kobieca odwaga, by odejść z dziećmi od męża, po to by spełniać swoje marzenia, a także jej problemy z dziećmi i sposób w jaki je traktowała są ukazane w sposób dość ciekawy, to strasznie mnie denerwuje to, że książka ta jest napisana bardziej jak praca naukowa, pełna wtrętów, wręcz cytatów z innych biografów Konopnickiej. Rozumiem, że autorka próbuje obalić niektóre tezy lub przeinaczenia wcześniejszych biografów, ale mimo to razi mnie to, tak samo jak razi mnie ciągłe żonglowanie tytułami napisanych przez Konopnicką, ale też przez współczesnych jej literatów dzieł. Oczywiście to wina mojej ignorancji, ale nie wiem dlaczego akurat ta lektura w tym kontekście została użyta: "Autorka Mendla Gdańskiego odwiedziła nie tylko więźniów politycznych osadzonych w Cytadeli, ale także kobiety uwięzione na Pawiaku." Dla osób nie wprawionych jak ja w czytaniu rozpraw naukowych niewygodnym jest też umieszczenie przypisów na końcu rozdziału.
EDIT: Po przeczytaniu całej książki oraz komentarza Małgosi doszłam do wniosku, że rzeczywiście to co brałam za wadę, jest też zaletą. Tak, autorka przestudiowała różne źródła, stara się obalić pewne tezy, które sprawiały, że np. ja gdy słyszę Konopnicka, to od razu przychodzi mi na myśl cytat z pomnika stojącego w parku im. Marii Konopnickej w Suwałkach "Idź dziecie, ja cię uczyć każę" i w związku z tym do tej pory była ona dla mnie "siłaczką", która całe swoje życie poświęciła narodowi polskiemu, jego edukacji, co oczywiście nie było prawdą.
Po prostu jakoś tak podświadomie oczekiwałam bardziej zbeletryzowanej biografii, czegoś takiego jak "Pasja życia" Irvinga Stone.
A co u Was słychać? Zapraszam Was na
I wciąż jeszcze możecie dodawać linki do swoich postów z ukończonymi pracami lub ciekawymi artykułami blogowymi w sobotnim link party.
PS. Jeśli podobał Ci się ten post, bardzo proszę udostępnij go na facebooku lub w google+ lub twitnij - wystarczy kliknąć w którąś z ikonek poniżej tego wpisu.
wtorek, 21 lipca 2015
#2 Książki na lato
Etykiety:
książki na lato,
recenzja
W te lato zupełnie nie muszę się zastanawiać co by tu przeczytać ciekawego, bo listę ułożyłam sobie już na początku wakacji. Jak na razie przeczytałam dwie książki z tej listy i dzisiaj chcę napisać parę słów o nich w ramach zabawy u LIFESTYLERKI - wyzwanie blogowe (dzień 1): wakacyjna lektura.
Pierwsza z nich to "Szczygieł" Donny Tartt.
Wystarczyło kilka słów napisanych przez Monotemę bym zapragnęła ją przeczytać. (Janka, bardzo dziękuję).
Tytułowy Szczygieł to obraz pędzla Carela Fabritiusa z roku 1654, który spokojnie wisi w holenderskim muzeum narodowym Mauritshuis w Hadze. Carel Fabritius był jednym z najzdolniejszych uczniów Rembranta.
Malarz ów zmarł dość młodo (mając zaledwie 32 lata) w skutek ran odniesionych podczas wybuchu w prochowni Delft i niestety w tym wybuchu uległo zniszczeniu wiele jego dzieł. Jego znakiem rozpoznawczym jest malowanie na jasnym tle w przeciwieństwie do panującego wtedy trendu.
Donna Tartt daje obrazowi alternatywne życie.
Ten obraz małego ptaszka przypiętego łańcuchem do wiszącej na ścianie skrzynki zawładnął sercem, duszą i umysłem bohatera powieści 10 letniego chłopca o imieniu Theo. To małe arcydzieło trafia w ręce chłopca w muzeum w Nowym Jorku, do którego Theo wstępuje ze swoją mamą, wielbicielką sztuki i właśnie tego dzieła. Dalej losy chłopca i obrazu splatają się ze sobą.
"Szczygieł" to powieść o stracie, dorastaniu bez opieki, doświadczania wszystkiego czego nastolatek nie powinien doświadczać, ale także o przyjaźni czy nawet braterstwie, radzeniu sobie z trudami życia. Mimo wątku kryminalnego jest to wg mnie przede wszystkim powieść egzystencjalna, czyli powieść o tym, że w życiu człowieka nie ma stałych wartości, a tylko sam człowiek i jego nietrwałe życie. Sami musimy dokonywać wyborów, nie możemy odrzucić następstw owych wyborów ani od nich uciec. Ale wymowa tej książki nie jest pesymistyczna.
"Że życie abstrahując od innych jego przymiotów, jest krótki. Że los jest okrutny, ale może niekoniecznie ślepy. Że natura (czyli śmierć) zawsze wygrywa, ale to nie znaczy, że mamy się przed nią korzyć i płaszczyć. Że chociaż może nie zawsze cieszymy się, że tu jesteśmy, naszym zadaniem jest i tak zanurzyć się w tym bagnie: i przebrnąć na drugi brzeg z otwartymi oczami i sercem. I w trakcie tego powolnego umierania, gdy wznosimy się ponad ograniczność i znowu sromotnie się w nią zapadamy, chlubą i przywilejem jest kochać to, czego śmierć nie tknie."
Druga książka z mojej listy to "Pogromca lwów" Camilli Lackberg,
czyli najnowsza powieść mistrzyni skandynawskiego kryminału. Powieść czyta się bardzo szybko, wręcz się ją połyka.
"Pogromca lwów" to kolejna część sagi kryminalnej o śledczym Patriku Hedstrom i jego żonie - pisarce Erice. Tym razem chodzi o zaginione nastolatki, z których jedna wpada pod koła samochodu w mroźny zimowy dzień. W szpitalu okazuje się, że dziewczynka była brutalnie torturowana.
W tym samym czasie Erika piszę nową książkę o zbrodni sprzed lat i spotyka się w więzieniu z zamkniętą w sobie morderczynią męża.
Oczywiście Erika nie może się powstrzymać, by nie wtrącać się do śledztwa swojego męża i jak zwykle pakuje się w tarapaty.
Poza tym, że jest to zgrabnie napisana przygoda, to jest to też książka o źle w czystej postaci. To co dotyka zaginione dziewczyny nie ma żadnego usprawiedliwienia, nie ma żadnego motywu, poza wewnętrznym przymusem chorego umysłu.
Obie książki nie poruszają łatwych, miłych i przyjemnych tematów, ale są bardzo wciągające i obie serdecznie polecam.
Oczywiście zapraszam też jutro na Wspólne czytanie i dzierganie, czyli więcej o książkach i o robótkach.
I wciąż jeszcze możecie dodawać linki do swoich postów z ukończonymi pracami lub ciekawymi artykułami blogowymi w sobotnim link party.
PS.
Jeśli podobał Ci się ten post, bardzo proszę udostępnij go na facebooku
lub w google+ lub twitnij - wystarczy kliknąć w którąś z ikonek poniżej
tego wpisu.
sobota, 18 lipca 2015
Letnia tunika dla Judysi oraz linkowe party
Etykiety:
druty,
link party u Maknety,
recenzje włóczek
Jakiś czas temu otrzymałam od firmy Bafpol kilka włóczek do przetestowania.
Na pierwszy ogień poszła Holly La Passion, z której wydziergałam Judysi długą kamizelkę.
Kamizelka
- tuniczka jest w kolorze jedynym słusznym, czyli różowym, na szczęście
róż jest akceptowalny nawet przez mamę, bo nie jest słodko cukierkowy
tylko wpadający w lila.
Włóczka Holly La Passion to mieszanka bawełny i akrylu - 60% bawełny i 40% akrylu. Jest miękka i sprężysta, dobrze skręcona i nie rozdwaja się podczas robótkowania. Prałam w pralce, aczkolwiek bez odwirowania, jakoś się boję odwirowywać dzianinę.
Druty 3,5mm
Zużycie włóczki: 3 x 100g / 350m każdy
Wzór: pomysł własny
*********************************************************
A bluzeczkę pokazuję w ramach linkowego party u Diana Art (banerek w bocznej szpalcie)
oraz mojego sobotniego link party.
Zasady zabawy:
♥Jeśli tylko macie ochotę możecie dodać link do JEDNEGO lub DWÓCH wpisów z
OSTATNICH DWÓCH TYGODNI,
które uważacie za ciekawe (ALE KONIECZNIE DO WPISU NIE DO CAŁEGO BLOGA).
♥ Może napisałyście tutorial, sfotografowałyście skończoną robótkę lub ugotowany obiad, a może napisałyście ciekawy artykuł na dowolny temat i chciałybyście zaprezentować go również osobom odwiedzającym mojego bloga.
♥ Wystarczy dodać link pod tym postem klikając w niebieski przycisk "Add Your Link"
♥ Zapraszam serdecznie do zaglądania do osób, które biorą udział w linkowaniu i pozostawianiu komentarzy.
♥ Byłoby miło, gdybyście dodały banerek zabawy na blogu i w poście biorącym udział w zabawie wstawiły link do tego postu.
♥ Zabawa jest dla osób prowadzących bloga KREATYWNEGO!!!
A o to przegląd Waszych prac:
10. Anetta zaprezentowała deseczkę i podstawkę z motywem ziół - wszystko wykonane techniką decoupage.
środa, 15 lipca 2015
Wspólne dzierganie i czytania 86
Etykiety:
tkanie,
yarn along
* Jedną z największych moich pasji jest robienie na drutach. Próbuję to połączyć z przyjemnością czytania. Co tydzień będę zamieszczała jedno zdjęcie przedstawiające moją aktualną robótkę (robótki) i czytaną książkę.
Bardzo też lubię zaglądać na wasz blogi, by dowiedzieć się nad czym aktualnie pracujecie i co czytacie. Podzielicie się ze mną swoimi pasjami.
Zapraszam w każdą środę na wspólne dzierganie i czytanie. *
Mam wakacje, więc teoretycznie częstotliwość pisania na blogu powinna być większa. Ale od internetu też trzeba odpocząć i od kilikania w klawiaturę komputera. Dlatego dzisiaj zanim przejdę do nowego odcinka Yarn Along, najpierw kilka słów, które mi się nasunęły po przeczytaniu Waszych komentarzy z zeszłego tygodnia.
W tym tygodniu zeszłam już trochę na ziemię, bo niestety zajęcia plenerowe trwały tylko tydzień i skończyły się już w czwartek.
W domu jednak malowanie już mi tak nie idzie. I chociaż w pracowni domu kultury nie zawsze jest cicho i spokojnie, to jednak jakoś bardziej mogę się skupić. Poza tym osoba instruktorki jest bardzo ważna, ponieważ zawsze wiem, że mi powie co nie halo na moim obrazku i co jeszcze poprawić zanim będzie dobrze. A w domu nie dość, że mogę rozłożyć się z moimi materiałami tylko w dużym pokoju, to jeszcze moje umiejętności często nie są wystarczające by poprawić błąd, który widzę, ale nie wiem na czym polega.
Sama maluję tylko ze zdjęć, bo niestety u mnie też talentu nie stwierdzono. Ale działam tu wedle dawno temu zasłyszanego przepisu na sukces: 1% talentu i 99% ciężkiej pracy. Oczywiście dla mnie sukcesem będzie samozadowolenie. Nie aspiruję do panteonu wielkich malarzy. Ponoć rysować i malować może każdy, tylko tak jak i w innych dziedzinach trzeba trochę czasu poświęcić na doskonalenie techniki.
Jeśli zmaluję przed wrześniem coś z czego będę w miarę zadowolona to pewnie wam pokażę.
I wracając teraz do głównego tematu dzisiejszego postu. "Szczygła" przeczytałam. W sumie podobała mi się książka, chociaż chwilami była zbyt długa. Jednym słowem określiłabym ją powieścią egzystencjalną, chociaż na teorii literatury zupełnie się nie znam.
A teraz przerzuciłam się na lekką i przyjemną lekturę, zanim powrócę do moich 10 grubych lektur na lato. Jak zwykle uległam reklamie i kupiłam pierwszy tom kolejnej kolekcji - tym razem kolekcji "Książek o miłości" Nory Roberts. Z tymi kolekcjami jest taki problem, że w pewnym momencie zapominam, że wyszedł już kolejny tom, udaje mi się go przegapić i potem jestem bez wszystkich części.
Ten pierwszy tom to "Lilah i Suzanna" i z tego co pobieżnie udało mi się zobaczyć w necie, jest to początek całej serii o siostrach Calhoun. Albo raczej nie początek bo chronologicznie jeśli chodzi o wydarzenia związane z siostrami to chyba ten tom, który ma być wydany jako drugi powinien być pierwszy. Czyta się bardzo przyjemnie, schemat wciąż ten sam - ona piękna jak lilia ze smukła talią, on przystojny i tajemniczy, a do tego kryminalna intryga. Można spokojnie robić na drutach przy takiej lekturze ;-) pod warunkiem, że zrobimy coś by książka się wciąż nie zamykała i mamy wzór nie wymagający częstego zaglądania.
Niestety przy tkaniu nie da się zupełnie czytać. Już wcześniej próbowałam tkania na ramce, ale jakoś mnie nie wciągnęło, ale kiedy zobaczyłam u Magdaleny z bloga QS crochet jej kilimy, postanowiłam wyciągnąć ramkę i resztki włóczek i spróbować zrobić coś w tym stylu.
A Wy co robiłyście w ostatnim tygodniu? Zapraszam na
PS. Jeśli podobał Ci się ten post, bardzo proszę udostępnij go na facebooku lub w google+ lub twitnij - wystarczy kliknąć w którąś z ikonek poniżej tego wpisu.
środa, 8 lipca 2015
Wspólne dzierganie i czytanie 85
Etykiety:
yarn along
*
Jedną z największych moich pasji jest robienie na drutach. Próbuję to
połączyć z przyjemnością czytania. Co tydzień będę zamieszczała jedno
zdjęcie przedstawiające moją aktualną robótkę (robótki) i czytaną
książkę.
Bardzo
też lubię zaglądać na wasz blogi, by dowiedzieć się nad czym aktualnie
pracujecie i co czytacie. Podzielicie się ze mną swoimi pasjami.
Zapraszam w każdą środę na wspólne dzierganie i czytanie. *W tym tygodniu żyję w innym świecie, w innym wymiarze, unoszę się kilka centymetrów nad ziemią i wszystko tylko dzięki farbom, pędzelkom i oczywiście doborowemu towarzystwu innych zakręconych malujących osób. Zdjęcie nie jest z pracowni, ale z domu. Wyciągnęłam paletę i postanowiłam użyć jej do zdjęcia i oczywiście od razu musiałam zacząć paćkać na płótnie i poprawiać stary obraz ;-)
Na razie prac z "pleneru" (piszę plener w cudzysłowie, bo plenery są zwykle wyjazdowe i maluje się w terenie, a ja chodzę do pracowni i maluję ze zdjęć) nie mogę pokazać, bo czekają na zbiorową wystawę w domu kultury we wrześniu.
Jednak jestem tak zakręcona na punkcie malarstwa, że pewnie powstanie jeszcze nie jedna praca, która wrzucę na bloga.
Wieczorami trochę dziergam i trochę czytam. Jeśli chodzi o dzierganie to wciąż pracuję nad sukienką, którą powinnam była dawno skończyć, ale wciąż jeszcze nie zrobiłam tego przez problemy z ręką.
Jeśli zaś chodzi o "Szczygła" to mój zachwyt lekko osłabł, chwilami mi się dłuży, może dlatego że ciężko mi wrócić myślami z pleneru. Ale powoli zbliżam się ku rozwiązaniu zagadki? I znowu nie mogę się doczekać, by znaleźć chwilę dla książki.
A Wy? Co u Was słychać?
Zapraszam serdecznie na
I bardzo proszę, nie zapomnijcie dodać link do tego postu w swoim środowym wpisie. Bardzo mi zależy, aby nasza zabawa wciąż trwała i się rozwijała, czym więcej osób dowie się o naszej zabawie tym lepiej.
PS. Jeśli podobał Ci się ten post, bardzo proszę udostępnij go na facebooku lub w google+ lub twitnij - wystarczy kliknąć w którąś z ikonek poniżej tego wpisu.
środa, 1 lipca 2015
Wspólne dzierganie i czytanie 84
Etykiety:
yarn along
*
Jedną z największych moich pasji jest robienie na drutach. Próbuję to
połączyć z przyjemnością czytania. Co tydzień będę zamieszczała jedno
zdjęcie przedstawiające moją aktualną robótkę (robótki) i czytaną
książkę.
Bardzo
też lubię zaglądać na wasz blogi, by dowiedzieć się nad czym aktualnie
pracujecie i co czytacie. Podzielicie się ze mną swoimi pasjami.
Zapraszam w każdą środę na wspólne dzierganie i czytanie. *