Z pewnością bym nie zwróciła uwagi na tę książkę, gdybym parę dni wcześniej przypadkowo nie znalazła tego bloga: Prownicja Pełna Marzeń
Chociaż ja też jestem dumna z tego, że jestem z prowincji i czuję się w moim nie dużym mieście najlepiej. Tutaj oddycham głębiej, tutaj mam chwilę by zobaczyć jakiego koloru jest powietrze. Tutaj wiem, że las i wodę mam na wyciągnięcie ręki. Z drugiej strony czasami przeszkadza to, że nie możesz się czuć całkiem anonimowy, chociaż jak się stworzy swój świat to wszystko jest możliwe, można nie zauważać otaczających ludzi, nie wiedzieć kto jest z kim spokrewniony, ani jak ma na imię pani w najbliższym sklepie. To jest mój świat, a świat bohaterki przeczytanej przeze mnie powieści jest inny - prowincja jest niemal idealnym miejscem do życia, dlatego że wszyscy się znają, sąsiedzi opiekują się sobą nawzajem i staruszki z kamienicy czuwają nad bohaterką przez wizjer w drzwiach.
W mojej świadomości Mrągowo było blisko, tuż za następnym zakrętem - w końcu to północno-wschodnia Polska, Mazury, a ja mieszkam prawie na Mazurach. Właśnie to prawie robi jednak wielką różnicę. Ta książka mi uświadomiła jak różna jest nasza historia. W Suwałkach nikt nie obawia się Niemców przyjeżdżających na swoje ziemie, kiedy babcia opowiadała mi o robotach w Prusach Wschodnich, to w mojej wyobraźni było to na drugim końcu Polski, chociaż tak naprawdę tylko kilkadziesiąt kilometrów stąd.
Wiem, męczę swoimi wywodami.
Ta książka ma prawie wszystko czego potrzeba mi do szczęścia - wartką akcję, romans z happy endem, czyta się ją łatwo i przyjemnie i szybko. Ma też wątek historyczny, na którym oparta jest opowieść - stąd moje wywody o Niemcach. To co chwilami mi przeszkadzało to takie dokładne definicje - chwilami czyta się to jak jakiś poradnik lub przewodnik turystyczny, troszkę jak wypracowanie na temat "Za co kocham swoje miasteczko", albo "Charakterystyka główniej bohaterki", która jest usposobieniem wszelkich cnót. Aby troszeczkę poprawić swój własny wizerunek dziewczyny z prowincji pobiegłam lepić pierogi.
Chociaż ja też jestem dumna z tego, że jestem z prowincji i czuję się w moim nie dużym mieście najlepiej. Tutaj oddycham głębiej, tutaj mam chwilę by zobaczyć jakiego koloru jest powietrze. Tutaj wiem, że las i wodę mam na wyciągnięcie ręki. Z drugiej strony czasami przeszkadza to, że nie możesz się czuć całkiem anonimowy, chociaż jak się stworzy swój świat to wszystko jest możliwe, można nie zauważać otaczających ludzi, nie wiedzieć kto jest z kim spokrewniony, ani jak ma na imię pani w najbliższym sklepie. To jest mój świat, a świat bohaterki przeczytanej przeze mnie powieści jest inny - prowincja jest niemal idealnym miejscem do życia, dlatego że wszyscy się znają, sąsiedzi opiekują się sobą nawzajem i staruszki z kamienicy czuwają nad bohaterką przez wizjer w drzwiach.
W mojej świadomości Mrągowo było blisko, tuż za następnym zakrętem - w końcu to północno-wschodnia Polska, Mazury, a ja mieszkam prawie na Mazurach. Właśnie to prawie robi jednak wielką różnicę. Ta książka mi uświadomiła jak różna jest nasza historia. W Suwałkach nikt nie obawia się Niemców przyjeżdżających na swoje ziemie, kiedy babcia opowiadała mi o robotach w Prusach Wschodnich, to w mojej wyobraźni było to na drugim końcu Polski, chociaż tak naprawdę tylko kilkadziesiąt kilometrów stąd.
Wiem, męczę swoimi wywodami.
Ta książka ma prawie wszystko czego potrzeba mi do szczęścia - wartką akcję, romans z happy endem, czyta się ją łatwo i przyjemnie i szybko. Ma też wątek historyczny, na którym oparta jest opowieść - stąd moje wywody o Niemcach. To co chwilami mi przeszkadzało to takie dokładne definicje - chwilami czyta się to jak jakiś poradnik lub przewodnik turystyczny, troszkę jak wypracowanie na temat "Za co kocham swoje miasteczko", albo "Charakterystyka główniej bohaterki", która jest usposobieniem wszelkich cnót. Aby troszeczkę poprawić swój własny wizerunek dziewczyny z prowincji pobiegłam lepić pierogi.